Forum forum usunięte Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zakurzony Skoroszyt Rillki ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: 17.11.07, 6:36PM    Temat postu:

Dziękuję, Marigold :)
Kochani, z przykrością zawiadamiam, iż kolejna Odsłona będzie już ostatnią z tego cyklu ;) Epilog został już stworzony, zaś reszta jest 'w pisaniu' ;)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 21.11.07, 8:37PM    Temat postu:

W końcu znalazłam wolną chwilę, zeby usiąść i przeczytać wszystko spokojnie.
Jestem naprawdę, naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Jak już wcześniej wspominano, masz lekkość w pisaniu. Do tego intrygujesz (jestem bardzo ciekawa co będzie dalej i sama tworzę milion teorii na c.d., może któraś się przydarzy ;) ), zastanawiasz oraz oczywiście... [b]zachwycasz[/b] całokształtem swoich dzieł!

Pisz dalej! :D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 09.12.07, 6:19PM    Temat postu:

Ach,Rillo... No poprostu brak mi słów..
Piszesz cudownie.Tak lekko,prawdziwie.. Świetny mialaś pomysł z tym Kobziarzem!! ;)
Ojj,wróżę ci przyszłość sławnej pisarki,Rillo... ;)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 10.12.07, 2:51PM    Temat postu:

Angela, cieszę się, że tak DOSŁOWNIE zgadzasz się ze mną! :twisted: :wink:
Rillo, Twoje opowiadania są takie cudowne! To jak powrót do ukochanej książki, która... jakby to powiedzieć?... mimo, że ją znamy, ona zachwyca nas czymś nowym. Tak właśnie Twoje opowiadania - prawdziwe perły, które na pewno doczekają się światowej sławy! :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 10.12.07, 3:19PM    Temat postu:

< kompletnie zawstydzona Rilla chowa się za swoim zakurzonym skoroszycikiem :D> Dziękuję Wam za pochwały, moje drogie! Nie spodziewałam się, że moje skromne dziełka spotkają się z AŻ takim przyjęciem ;) Co do tej światowej sławy ,to trochę bym polemizowała, niemniej jednak, pisać zamierzam w dalszym ciągu, a kiedyś może nawet wydać swoją książkę :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 10.12.07, 3:37PM    Temat postu:

Na to wydarzenie czekam nieustannie, Rillo! Wiem, po prostu wiem, że kiedyś Twoja książka zostanie wydana drukiem i z miejsca stanie się uwielbiana! :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 11.12.07, 2:54PM    Temat postu:

[quote="marigold"]Angela, cieszę się, że tak DOSŁOWNIE zgadzasz się ze mną! :twisted: :wink:
[/quote]

Kochana,ja również się bardzo z tego cieszę :twisted: :D.

Rillo,ja już z wielką niecierpliwością czekam na twoją kolejną,zapewnie wspaniałą jak wszystkie,odsłonę!

Oj,masz to jak w banku,że jak tylko twoja książka zostanie wydana,to będę już o 3 nad ranem czekać pod księgarnią... :wink: :D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 13.12.07, 7:21PM    Temat postu:

Z radością informuję Was, że ostatni odcinek zostanie wklejony już jutro :) Dzisiaj, upojona sukcesem stypendialnym dorwałam weny i napisałam odcinek do końca :)

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 13.12.07, 7:30PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 14.12.07, 3:00PM    Temat postu:

Gratuluję sukcesu stypendialnego i ukończenia odcinka, Rillo! :) Nie mogę się doczekać, kiedy go przeczytam!!! :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 17.12.07, 6:14PM    Temat postu:

Dobrze, zamieszczam ostatnią odsłonę :) Odcinek pierwotnie miał być dłuższy, ale wycięłam sporą część tekstu :) Jeżeli ktoś ma ochotę się z nią zapoznać, piszcie na PW :)

[b]Odsłona Ostatnia - Wszystko się ułoży[/b]

Brzegi Kanady ukazały się oczom pasażerów. Tyle niepokojów i
nieprzespanych ze zmartwienia nocy odeszło w zapomnienie.
- Mała ta Kanada... - skrzywiła się Lily. - Strasznie cienka i jakaś... płaska... - zmarszczyła nosek.
Emma i Walter wybuchnęli śmiechem. Ich mała podopieczna była dla nich źródłem nieustannej uciechy.
- Wcale nie, skarbie... - odparła kobieta. - Spójrz, im bliżej jesteśmy, tym staje się większa...
- Czy tam także jest zimno?
- Owszem. - przytaknął Walter. - Ale niedługo do Glen St Mary zawita wiosna... Nie widziałem nigdy piękniejszego miejsca niż Dolina Tęczy cała skąpana w kwiatach...
- Ja widziałam. - wtrąciła Emma. - Lasek nieopodal posiadłości Stanfordów... - wystawiła oponentowi język.
- Czy wy nigdy nie potraficie być poważni? - Lily wywróciła oczami, zręcznie zeskakując z podestu.
Kiedy dziewczynka oddaliła się na odpowiednią odległość, Walter i Emma zagłębili się w poważnej rozmowie. Od wielu dni odkładali ostateczną decyzję na później. Kiedy zaś na horyzoncie zamajaczyły niewyraźne brzegi Kanady, wiedzieli, że nadszedł już czas. Po pierwsze, należało zadecydować, dokąd będą podróżować razem. Panna Stanford upierała się przy rozstaniu już w porcie, skąd miała się udać do Toronto.
- Zamierzasz zostać? - zapytał z powątpiewaniem. - Myślałem, że wrócisz do Francji... Tyle w końcu powtarzałaś, że to jedyne miejsce na ziemi, w którym mogłabyś żyć...
[i]"Owszem, ale dopóki ty byłeś tam ze mną... Ty i Gerry..." [/i]- pomyślała Emma.
- Wiele się od tego czasu zmieniło... Nawet wiatr już wieje w innym kierunku... - uśmiechnęła się. - Poza tym, w głębi duszy jestem prawdziwą podróżniczką...
- W to akurat nie wątpię... - roześmiał się Walter. - Mało która dziewczyna wyciągnęłaby nieznajomego, obdartego i wyglądającego niczym strach na wróble umrzyka ze stosu ciał, a później tak troskliwie się nim opiekowała... Że nie wspomnę już o narażaniu życia...
Emma wbiła wzrok w ocean. W głowie kłębiło jej się tak wiele myśli i rozmaitych uczuć, że nie mogła dojść z nimi do ładu.
- Masz więcej hartu ducha niż najodważniejszy żołnierz na froncie, moja Emmo... - uzupełnił. - Bardzo ci za wszystko dziękuję... Najbardziej jednak za to, że się nie poddałaś... Że przezwyciężyłaś rozczarowanie i obrałaś właściwy kierunek...
Obojgu przypomniał się owy brzemienny w skutki wieczór przed tygodniem, kiedy to panna Stanford wypowiedziała na głos wszystko, co leżało jej na sercu. Od tamtej pory, przyjaźń jej i Waltera strasznie osłabła, przechodząc wręcz do całkowitej obojętności. Zarówno jedna jak i druga strona starały się schodzić sobie z drogi. Dopiero ten dzień przyniósł ogromną zmianę.
- Jestem twarda... - odparła trochę nieobecnym tonem. - Stałam się silniejsza i roztropniejsza... A Toronto daje ogromne możliwości... Może znajdzie się dla mnie miejsce w jakiejś szkole? Mogłabym uczyć języka francuskiego, albo robić tłumaczenia... Trzeba patrzeć zawsze na jasną stronę życia, Walterze...
Młody Blythe nie powiedział nic więcej. Po prostu stał tuż obok Emmy i wpatrywał się w brzeg ojczyzny. Wyglądali razem jak dwa kamienne posągi, niczym niewzruszone i zawsze tak samo opanowane.

***

Emma od dawna układała sobie w myślach pożegnalne słowa. Stopniowo odzierała je ze wszystkich tak drogich uczuć, siląc się na obojętność. Teraz jednak, kiedy wpatrywała się w twarz Waltera, miała całkowitą pustkę w głowie. Do porządku przywoływała ją jedynie Lily, uwieszona na jej ramieniu niczym wyrzut sumienia.
- Żegnaj, Walterze... - powiedziała cicho. - Wracaj do swoich... Z pewnością tęsknią za tobą w Glen...
Mężczyzna początkowo nic nie powiedział, jakby kontemplując słowa przyjaciółki.
- Do widzenia, Emmo... - podniósł z ziemi torbę. - Niech Bóg ci wszystko wynagrodzi... - szepnął, obejmując dziewczynę. - Żegnaj... - Walter złożył na jej czole braterski pocałunek. - A ty, młoda damo... - zwrócił się do Lily. - Odwiedź mnie czasem na Złotym Brzegu...
- A pokażesz mi waszą kryjówkę w Dolinie Tęczy? - zapytała nieśmiało.
- Wszystko, co zechcesz.
Pociąg zagwizdał przeciągle.
- Idź już... - rzuciła szybko Emma. - Nie możesz się przecież spóźnić...
Kilka minut później, lokomotywa z głośnym piskiem ruszyła z opustoszałego peronu. Panna Stanford nie machała, ani krzyczała jak jej mała podopieczna.
- Kiedy odwiedzimy Waltera? - zapytała, ciągnąc opiekunkę za rękaw.
- Przecież dopiero co go pożegnałyśmy... - uśmiechnęła się lekko.
- Ale co ja poradzę, że już za nim tęsknię? - jęknęła. - Proszę, pojedźmy do Glen!
Emma wyłapywała co drugie słowo dziewczynki. Po raz ostatni powiodła wzrokiem po okolicy. W pewnym momencie, oczy kobiety zatrzymały się na stojącej w oddali postaci. Kimże był ten dziwny nieznajomy? Żołnierzem jak Walter, czy też...?
Powoli, jakby z rozmysłem kierowała się w stronę tajemniczej persony. Coś ją do niej ciągnęło, przyzywało...
- Mamo? - krzyknęła Lily. - Mamo! Coś się stało? Co zobaczyłaś?!
Nie odpowiedziała. Nieznajomy także począł iść w ich kierunku.
Był już coraz bliżej i bliżej...
Te oczy... Rozchylone w uśmiechu wargi... Klasyczne rysy twarzy...
W końcu głos... Najpiękniejszy na świecie...
- Gerry! - Emma z trudem wydobyła z siebie głos. - Gerry, braciszku!

***

Mija 28 lat odkąd przybyłam do Kanady, a tak niewiele się zmieniło. Po krótkim okresie spokoju wybuchła kolejna, jeszcze straszliwsza wojna. Miejscowy Czerwony Krzyż ciągle ma pełne ręce roboty, mimo, iż działania zbrojne zostały zakończone przed sześcioma miesiącami. Kiedy patrzyłam na tych wszystkich młodych chłopców w mundurach, którzy ze śpiewem na ustach ruszali w Taniec Śmierci, za każdym razem przypominały mi się tamte chwile we Francji. Młoda, przestraszona kobieta, chlipiąca dziewczynka i dogorywający żołnierz. Nie czułam już jednak tego niepokoju o kolejny dzień, to straszne uczucie zniknęło, by zrobić miejsce na miłość i szczęście rodzinne.
Samochód cicho przemierza kolejne mile, by zatrzymać się przy stacji kolejowej. To taka moja cicha, codzienna pielgrzymka. Zostawiam bukiet kwiatów pod pomnikiem Żołnierzy Kanadyjskich i czekam na przyjeżdżający punktualnie o szóstej pociąg.
Tom, kierowca, parkuje samochód pod pobliskim urzędem pocztowym i czeka. Wie bowiem, że niedługo będzie musiał znowu odpalać silnik.
Spaceruję po pustawym peronie, wdychając świeże powietrze Glen St Mary. Obcasy wybijają miarowy takt na drewnianym podeście. Raz, dwa, trzy... Jak w walcu wiedeńskim...
Gwizd lokomotywy budzi mnie z rozmyślań. W sercu na nowo odżywa nadzieja. Odwracam głowę w kierunku nadjeżdżającego pociągu. W tej chwili nic innego się nie liczy. Wierzę, że tym razem on wróci. Tyle ciężkich dni zgryzoty minęło od jego wyjazdu, że w mojej duszy nie było już miejsca na nic innego.
Lokomotywa zatrzymuje się z głośnym piskiem. Z przepełnionych wagonów zaczynają wypływać ludzie. Sieroty wojenne wraz z pilnującymi je siostrami zakonnymi, starcy i kaleki...
Nogi same mnie niosą coraz dalej i dalej, zmęczony już wzrok ciągle szuka tej jednej, jedynej twarzy wśród setek pozostałych. Blask w oczach przygasa. Kiedy odwracam się, by skierować się ku samochodowi, dziwna siła ściąga moje spojrzenie.
Kiedy znowu widzę ten najukochańszy widok na świecie, w gardle rośnie mi dziwna gula, a z oczu płyną łzy.
Stojący naprzeciwko mnie mężczyzna powoli idzie w moim kierunku. Uśmiecha się, a w kącikach jego oczu tworzą się takie zabawne, małe zmarszczki.
Wyciągam ku niemu ramiona. Boże, jak to cudownie móc mieć go znowu w objęciach, co to za radość móc go całować i powtarzać, że wszystko będzie dobrze!
- Obiecaj, że już nigdy ode mnie nie odejdziesz! - uśmiecham się przez łzy. - Przyrzeknij, Walterze!
- Obiecuję, najdroższa... - szepce żołnierz.
Historia znowu zatoczyła koło. Znowu stałam na stacji w Glen St Mary i znowu zachodziło słońce.
Wsunęłam dłoń pod ramię mężczyzny i razem ruszyliśmy w drogę. Wracaliśmy do domu. Nareszcie. Teraz miałam już pewność, że ta nonsensowna wojna naprawdę dobiegła końca.
Wtedy ją zobaczyłam. Stała nieśmiało z boku, cała w pąsach. Parę kroków za dziewczyną stali jej rodzice, szczęśliwe i kochające się małżeństwo. Ojciec trzymał dłoń na ramieniu córki. Skinął przyjaźnie głową w moim kierunku, jednak odwróciłam wzrok.
- To właśnie jest moja ukochana, mamo... - szepnął Walter.
Skinęłam głową. Od początku byłam tego pewna. Czy w ogóle mogłoby być inaczej? Przypomniały mi się moje stare spostrzeżenia - przecież żaden przystojny żołnierz nie może być samotny...
- Idź do niej, kochanie... - odparłam, posyłając mojemu jedynakowi krzepiący uśmiech.
- Pokochasz ją, zobaczysz... - dodał. - Nosicie w końcu to samo imię...

***

Wesele Emmy i Waltera odbyło się cztery miesiące później. Sama wszystkiego doglądałam, chodziłam z moją przyszłą synową do modystki, oraz przekazywałam swoją biżuterię. Mi nie była już potrzebna, poza tym, miałam wrażenie, że jest nieco zbyt zbytkowna - Mój kochany małżonek nigdy nie żałował na mnie pieniędzy...
Mój czas powoli dobiega końca. Zapewne dziwi was to, że mówi to 48 - letnia kobieta, jednakże to święta prawda. Od miesięcy choruję na dziwną, wyniszczającą organizm chorobę. Lekarze nie wiedzą nawet co mi dolega.
Nauczyłam się więc wyznaczać sobie osiągalne cele. Jedyne, o czym teraz marzyłam, to o szczęściu syna. Zresztą, to chyba marzenie każdej matki.
Lily bowiem od dawna przestała być moją małą córeczką - mieszka wraz z mężem i dzieciakami w Avonlea. Ma przestronny, dostatni dom i nie musi się o nic martwić. Poza tym, ona zawsze potrafiła postawić na swoim...
Nie oponowałam więc zbytnio, kiedy przybył do mnie niejaki Charles Wright, syn Alfreda Młodszego, by poprosić o jej rękę. Wiedziałam, że wyda się za niego z moją aprobatą, czy też bez niej. Pod tym względem jesteśmy do siebie łudząco podobne...
- Boże, jaka to śliczna para... - szepce nabożnie moja zaufana gosposia, Maria. - Gdyby nasz pan żył... Jak on by się cieszył! - ociera chusteczką oczy.
- Jestem pewna, moja droga, że jest on teraz z nami... - ściskam jej dłoń.
Kiedy słowa przysięgi dobiegają końca, cicho opuszczam świątynię, pozwalając młodym nacieszyć się ich nową drogą życia.
Spaceruję po okolicznych łąkach, wdychając zapachy schyłku jesieni. Liście wirują wokół mnie w szaleńczym pędzie, wplątując się w moje szarawe już pasma włosów.
- Zawieźć panią do domu? - w alei pojawia się Tom, jednak odprawiam go skinieniem dłoni. Chcę się przespacerować tą drogą po raz ostatni, zapamiętać jej obraz, zanim na zawsze zamknę oczy.

***

Matka umarła tak cicho i prawie niedostrzegalnie. O chorobie dowiedzieliśmy się dopiero na dzień przed jej odejściem, kiedy po raz ostatni została wyprowadzona do skąpanego w słońcu ogrodu. Dobrze ukrywała swoje dolegliwości. Pod koniec swojego życia spędzała czas samotnie w bibliotece, otoczona murem grubych ksiąg. Zapytana, nieodmiennie powtarzała, że musi sporo przemyśleć.
Zostawiła po sobie jedynie trzy listy, rzeczy osobiste rozdała po rodzinie. Adresatem pierwszego z nich był Walter Blythe, ojciec Emmy.
Papa opowiadał mi kiedyś, że mama przeżyła jakąś dziwną miłość, jednak ona sama nigdy nic o tym nie wspomniała. Zawsze mówiła jedynie o moim ojcu, którego musiała darzyć ogromnym uczuciem. Reszta owiana była tajemnicą, którą zgłębić mogło jedynie serce kobiety.

[i]"(...) Odejdę stąd całkiem sama, nie zasnę w ramionach ukochanego człowieka. Jedyny mężczyzna, do którego miłość nie wygasła mimo upływu lat, należał do innej. Bywa.
Jedyne, czego ci zazdroszczę, Uno Blythe, to Jego i waszej szczęśliwej rodziny.
Moje małżeństwo, mimo Twoich najszczerszych życzeń, Walterze, przestało istnieć dziesięć lat temu. Nic się wtedy jednak nie zmieniło. Filipa zabrała choroba, ale nie zostawił mnie samej. Zostawił mi syna, którego szczęśliwą żoną jest teraz Twoja ukochana córka, Walterze. Czy to nie ironia losu? Łączymy się dopiero za sprawą naszych dzieci...
I choć uparcie wmawiam sobie, że dawna rana w sercu już się zagoiła, ona nadal boli. I nigdy to się nie zmieni. Dla Ciebie jednak, przez te dni, jakie są mi jeszcze pisane będę roześmianą i stateczną Emmą, którą poznałeś.
Gdy pewnego dnia dowiesz się, że umarłam, pomyśl przez krótki moment o kobiecie, dla której pierwsza miłość była zarazem ostatnią. Pomyśl o mnie... Ale niezbyt długo... Potem zajrzyj do Uny i mocno ją przytul...
Nie proszę o nic więcej, bez tego zostałam obdarowana przez Los. Bóg zesłał mi Ciebie i Filipa pozwalając, abyście odmienili moje życie. Dziękuję Wam za to.
(...) Odchodzę samotna tak, jak żyłam przez ostatnie lata i nikt nie trzyma mnie w ramionach. Śmiałeś się, kiedy ci mówiłam, że nie znajdzie się taki mężczyzna, który by mi dogodził... Punkt dla mnie, Walterze Blythe!
Ale to nic, kochany. To nic... Nie mam nawet żalu do Najwyższego, że zabiera mnie tak szybko, uznaję to wręcz za błogosławieństwo, gdyż jak to mawiała Twoja stara piastunka, Zuzanna - ' W niebie nikt się nie żeni, ani nie wychodzi za mąż'. Tam nie zajmują się takimi drażliwymi sprawami, za co muszę być wdzięczna (...)
Będę zawsze patrzyła na Was z Góry. Na Ciebie, Unę, Lily oraz nasze dzieci - Emmę i Waltera, których z pewnością czeka wspaniałe życie w Greys' Manor. Są w sobie ślepo zakochani i mają spory majątek, który im zostawiam, więc z pewnością dadzą sobie radę. Mają w końcu to, co najważniejsze - miłość. Reszta to tylko skromny dodatek (...)
Zaglądnij czasem do naszych drogich dzieci, Walterze. Sprawdź, jak tam sobie radzą, doradź, jeśli mieliby jakiekolwiek wątpliwości i przede wszystkim, zawsze nad nimi czuwaj... Nie mieszaj się jednak w ich życie, to największy błąd zakochanych w swoich dzieciach rodziców. Wiem coś o tym jako nadopiekuńcza matka... Filip zawsze wyśmiewał to moje trzęsienie się nad jego synem... Chyba tylko dzięki niemu, Walter nie wyrósł na syneczka mamusi...
Miej pieczę nad moim ukochanym synem, Walterze. Chociaż jest on najwspanialszym człowiekiem na ziemi, to jednak trochę oderwanym od rzeczywistości..."[/i]

Druga koperta, podpisana imieniem ojca, była niewyobrażalnie cienka. Zgodnie z życzeniem mamy, spoczęła razem z nią w rodzinnym grobowcu. Kolejna nieodkryta tajemnica życia tej cudownej kobiety...

[i]" Przepraszam, że przysporzyłam Ci cierpień, Filipie...
Przepraszam, że odrzuciłam Twoją miłość, żyjąc wspomnieniem, które i tak nigdy nie mogło być moje...
Tyle zmarnowanych lat... Tak mało uczucia... Wybacz mi, kochany..."
&&&
" (...) I to już właściwie wszystko, kochanie. Teraz znasz całą prawdę o swojej matce. Proszę, nie wiń o nic ojca, i postaraj się znaleźć przebaczenie dla mnie. Widzisz, nie zawsze serce idzie prosto do celu, jak stało się to z Tobą i Emmą. Nieraz miłość wikła ludziom życie, by ci z kolei mogli dostrzec inne priorytety. Dla mnie tym priorytetem stałeś się Ty i Twoja siostra, Lily.
(...) Jedynym osiągnięciem mojego życia byliście Wy...
Bardzo Was wszystkich kocham.
Ja - lady Emma Eliza Grey, a to była moja historia."[/i]

***

Walter Blythe po raz ostatni spojrzał na otulony śniegową pierzyną cmentarz. Na skromnym, jak na żonę lorda grobie Emmy Grey zostawił oprawioną w skórę książkę. Jego wspomnienia z frontu i zarazem wspaniały pomnik oddanej przyjaciółki.
- Dziękuję, Emmo... - starszy człowiek przycisnął pośmiertny list kobiety do piersi. - Wybacz, że nie znalazłem w sobie siły, aby o ciebie walczyć... Wybacz, że zapomniałem... A przecież znałem twoje uczucia! Znałem!... - pokręcił przecząco głową. - Ale miłość do Uny... To właśnie ją będę kochać aż do śmierci...
Brama cmentarna skrzypnęła cicho. Uwolniony od ciężkich wspomnień Walter Blythe nareszcie wrócił do domu. Nie był już starym, zmęczonym życiem człowiekiem, ale młodym chłopakiem wracającym do Złotego Brzegu przez Dolinę Tęczy, gdzie czekała na niego ukochana żona.

***

[i]Pokój cały skąpany był w południowym świetle. Znajome i jakże ukochane sprzęty całowało będące w zenicie słońce. Otulona ciepłym szalem kobieta spoglądała przez okno na pachnący i kolorowy ogród.
- Już czas? - zapytała cicho samą siebie.
- Chcesz jeszcze go zobaczyć? - padło pytanie.
Kobieta skinęła głową, wsuwając dłoń pod ramię towarzysza.
Przejście do salonu zajęło im krótką chwilę, wręcz mgnienie oka. Przy kominku siedziała roześmiana grupka ludzi. Jej ukochany syn wraz z żoną, trzymającą w objęciach ich niedawno narodzone maleństwo oraz Walter Blythe wraz z Uną.
- Mamy wnuka... - szepnęła do towarzysza pani Grey.
- Czeka go cudowne życie, Emmo... - odparł Cień.
- Inaczej być nie może... - uśmiechnęła się lekko. - Gilbert Filip Grey całkiem odmieni spokojne i senne Glen St Mary...
- Ma to po babci... - uzupełnił. - Ty także zmieniłaś moje szare i bezsensowne życie, kochanie...
- Filipie, ja...
- Wiem, co przeżywałaś. Jednak twoje serce zawsze oddane było mnie... Czasem potrzeba przekroczyć Próg Wieczności, by dojść do pewnych wniosków...
- Sama nie ujęłabym tego lepiej... - uśmiechnęła się Emma. - Powinieneś był zostać pisarzem, Filipie...
- Zabrakło mi czasu... Ale nie martw się, Gilbertowi się powiedzie... Ród Grey'ów stanie się sławny...
- Wygodny sobie wybrałeś Dar, mężu... Dzięki niemu twoja megalomania zostanie zaspokojona... - pani Grey postanowiła wbić żądełko ironii.
- Znasz mnie... - błysnął uśmiechem. - Co w takim razie ty mu ofiarujesz?
- Dam Gilbertowi to, czego każdy szuka... Ofiarowuję mu szczęśliwą miłość...
Małżonkowie opuścili swój dom ręka w rękę. Przemierzyli kamienistą ścieżkę, kierując się ku bramie wyjściowej.
- Gotowa? - zapytał Filip.
- Czekałam na to całe życie... - Emma uśmiechnęła się lekko. - Prowadź...[/i]
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 8 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin