Forum forum usunięte Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zakurzony Skoroszyt Rillki ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: 29.08.07, 9:57PM    Temat postu:

Kibicuję gorąco Unie i Walterowi. Jednakże Twoje opowiadanie, Rillo, rozwija się tak ciekawie, że nie wiadomo do końca, jakie będzie zakończenie. Bardzo, bardzo mi się spodobało. Styl masz taki lekki, słownictwo ciekawe. Twoja nowa postać zapowiada się interesująco. Czekam z niecierpliwością!

Spokojnie możesz pominąć apostrofy przy odmianie imion - czyli piszemy Waltera, Bertiego, Josepha, Jima i tak dalej. Apostrof stawiamy po literach, których nie wymawiamy (na przykład nazwisko Snape'a wymawiamy jako Snejpa, a nie Snejpea, i dlatego pojawia się tam apostrof).

Poprzednie opowiadania były wspaniałe. Widać, ze realizujesz się w krótkiej formie, bo są skondensowane i zwięzłe, nie tracą nic z poetyczności. och, jak mi się podobało ujęcie akcji z punktu widzenia Maryli! Świetny pomysł. Wzruszyłam się także mocno przy scenie z Joy. Oryginalnie i do tego pięknie. Ach!

Sam "przykurzony zeszycik" vel "zakurzony skoroszyt" to też pobudzająca wyobraźnię nazwa. Znakomita! Aż można sobie Ciebie wyobrazić piszącą na strychu, jak Emilka na Srebrnym Nowiu...



Weny życzę!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 5:46AM    Temat postu:

Bardzo dziękuję za konstruktywny komentarz,Shee ;)
Co do nazwy mojego działu, dokładnie taki efekt chciałam wywołać. Z Twoich słów wnioskuję, iż mi się to udało,co bardzo mnie cieszy ;)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 8:31AM    Temat postu:

Tak nazwa Ci się udała, sprawia wrażenie cofania się w czasie. :)
Lubię takie stare rzeczy, dlatego w tym roku mam drewniany piórnik ;) i pióro. :D Cud miód... :D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 8:36AM    Temat postu:

Mnie też nazwa od razu się spodobała. :)
Uwielbiam Twój styl pisania, Rillo. Uwielbiam Twoje opowiadania. Są niezwykłe! Czekam na kolejne części! :D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 8:39AM    Temat postu:

Bardzo dziękuję :) Oczywiście, kolejne części będą, mam sporo pomysłów na to opowiadanie ;) I sama jeszcze nie wiem, jak je zakończę :) Póki co, daję się prowadzić moim bohaterom za rękę :)

EDIT ;)

Ten odcinek dedykuję niezrównanej [b]Marigold[/b], która daje mi potężnego 'kopa' do pisania, oraz wszystkich pozostałych, którym chce się czytać moje wypociny i pisać konstruktywne komentarze ;) Bardzo wam dziękuję...
________________________
[b]Odsłona Druga - Nowe Życie.[/b]


Una nie spała tej nocy. Zbyt wiele musiała przemyśleć, rozstrzygnąć. Jej przekleństwem było niezdecydowanie, które uaktywniało się szczególnie, kiedy chodziło o jej przyszłość. Od czasu przybycia tego dziwnego listu z Toronto miała poważny kłopot. Wcześniej bowiem planowała zapisać się na jakieś kursy gospodarstwa, albo czegoś podobnego, by nie być stale ciężarem dla ojca, potem znaleźć pracę, by w jakiś sposób odnaleźć się w tym nowym świecie. Świecie bez Waltera, jego szarych oczu i poezji. Smutnym świecie. Teraz jednak, podświadomie czuła, że wszystkie te piękne plany okazały się tylko nietrwałymi zamkami na lodzie.
Kiedy Rozalia zawołała ją na śniadanie, początkowo miała ochotę odmówić i na nowo roztrząsać te palące kwestie, jednak jej łagodne i pełne zrozumienia spojrzenie ją od tego odwiodło. Nie chciała robić Rozalii przykrości. Macocha nie powinna wiedzieć, że Una ciągle nie może dojść do siebie po tym wszystkim.
Pani Meredith jednak wyczuwała dziwne przygnębienie pasierbicy. Rozumiała ból Uny, bo sama kiedyś przeżyła coś podobnego. Nikomu o tym nie wspominała, jednak wiedziała, że teraz nadszedł czas.
- Znałam kiedyś chłopaka... - zaczęła, siadając obok Uny. - Był moim najlepszym przyjacielem... - uśmiechnęła się do wspomnień. - Przeżyliśmy razem wspaniałe chwile... Marcin od dziecka kochał morze. Kiedy byliśmy nastolatkami wspólnie odwiedzaliśmy Kapitana Jima, ówczesnego latarnika. Pożyczaliśmy od niego łódź i codziennie żeglowaliśmy po turkusowej toni, aż do znudzenia. Gdy osiągnęliśmy pełnoletność, sprawy się skomplikowały... Jednym słowem, Marcin wyruszył w rejs. Od tamtej pory czekam na jego powrót...
- Umarł? - szepnęła panna Meredith.
- Jego statek rozbił się u Wybrzeży Wyspy Świętej Heleny... - odparła krótko Rozalia. - Czasami, w zawodzeniu wiatru słyszę jego głos...
- Mówisz to, bo ja też kogoś straciłam,prawda?
- Nie ukrywam, że tak. Uno, chcę wlać w twoje serce odrobinę nadziei...
- Tylko nie mów, że tak miało być... - wtrąciła ponuro dziewczyna. - Panna Kornelia pociesza mnie tymi słowami za każdym razem, że nie wspomnę o Mary Vance... - skrzywiła się.
- Nie zamierzam, kochanie... Bo z własnego doświadczenia wiem, że na niewiele się to zdaje i bardziej rani niż pomaga się pogodzić z zaistniałą sytuacją... Uno, to nie zawsze będzie tak bolało... Z czasem cierpienie odejdzie, a zostaną wspomnienia łączące się w piękną, choć krótką historię... Niektórym ludziom nawet to nie jest dane...
Una skinęła tylko głową. Ta wymiana zdań odrobinę rozjaśniła jej pojęcie na te sprawy. Panna Meredith wiedziała jednak, że dużo wody w rzece będzie musiało upłynąć, zanim zdoła przejść nad tym do porządku dziennego.
- Dziękuję... - ścisnęła rękę macochy. - Tak się cieszę, że tu jesteś...
Rozalia uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Jak każda matka kochała być potrzebna...
- Wszyscy już delektują się jajecznicą... - odparła. - Jeśli się pospieszysz, Bertie nie zje twojej porcji...
***
- Podjęłaś już jakąś decyzję? - zapytał John Meredith.
- Tak, tato... - Una wypuściła ze świstem powietrze. - Myślę, że ten wyjazd to nie jest taki zły pomysł...
- Zmiana otoczenia dobrze ci zrobi, kochanie... - powiedział łagodnie. - Chociaż nie ukrywam, jak bardzo będziemy wszyscy tęsknić...
- Najpierw Flora, potem ty... - wtrącił Bertie. - Una, musisz jechać? - w głosie chłopca brzmiał ogromny zawód, był bardzo przywiązany do siostry.
- Ten czas szybko minie, Bertie... - odparła z uśmiechem. - Na każde święta obiecuję być w domu, z wami...
- Ale do świąt jest jeszcze maaasa czasu... - zauważył.
- Będę pisać codziennie, obiecuję...
- Tylko do mnie? - upewniał się.
- Oczywiście, kochanie. Jesteś już w końcu bardzo dużym chłopcem...
- A do Jima? Flory? Karolka? Mamy i taty?
- Do nich także... Ale musisz mi coś obiecać, braciszku... - odparła poważnie.
- Co tylko zechcesz, Una!
- Odwiedź czasem stację kolejową, dobrze?
***
Ostatni wieczór w Glen, Una postanowiła spędzić u Blythe'ów. Długo ich nie odwiedzała, praktycznie od czasu owego pośmiertnego listu Waltera, który wspaniałomyślnie podarowała jej Rilla. Una nie chciała rozdrapywać świeżych ran, była też pewna, że oni sami nie mają jej tego za złe.
- Dzień dobry, pani Blythe... - przywitała siedzącą na stopniach werandy Anię. - Piękny mamy wieczór, czyż nie?
- Wprost idealny do marzeń... - odpowiedziała kobieta. - Słyszałam, że nas opuszczasz, Uno... - zmieniła temat.
- Chyba potrzebuję odmiany... - panna Meredith uśmiechnęła się z zażenowaniem.
- Będziesz się opiekować jakimś młodzieńcem?
- Owszem. Philip, syn pana Grey'a, dobrego przyjaciela mojego papy doznał paraliżu od pasa w dół i nie za bardzo radzi sobie z sytuacją...

[i]'Zupełnie jak ja...' [/i]- przemknęło przez głowę dziewczynie.

- Biedny chłopak... - w głosie pani Blythe brzmiało współczucie. - Dobrze, że jednak się zdecydowałaś na tą podróż...
Una skinęła tylko głową.
- Mogłabym porozmawiać z Rillą? - zapytała. - Bardzo ciekawi mnie dalszy los jej wojennego dziecka...
***
Nikt nie towarzyszył Unie w drodze na stację. Nie chciała tego w obawie, że zupełnie się rozklei i da Mary Vance powód do kazań. Nie znaczyło to jednakże, że w chwili, gdy żegnała się z Czterema Wiatrami była sama, bowiem dziwnym trafem, Rilla Blythe znalazła się tam także.
- Uno Meredith, a gdzież jest twoja rodzina? - zapytała z wesołą przyganą. - Byłam pewna, że przyjdą cię odprowadzić...
- Co wcale nie wyklucza faktu, że tego nie pragnęli, Rillo... - uśmiechnęła się.
- Rozumiem, nie lubisz pożegnań... - zawyrokowała. - Jednak mnie będziesz musiała ścierpieć... - przytuliła Unę.
Obie panny doskonale się rozumiały. To wojna zbliżyła je do siebie. Nigdy nie rozmawiały między sobą na temat Waltera, nie musiały. Rilla wiedziała, jakie uczucia żywiła do jej brata Una i na odwrót. Były one jak najbardziej oczywiste dla najmłodszej mieszkanki Złotego Brzegu, mimo, iż inni ich nie dostrzegali. Panna Blythe umiała umiejętnie łączyć ze sobą fakty, tak więc niektóre wnioski przychodziły jej niezwykle łatwo. Pierwszy wysnuła na jednym ze spotkań w gronie przyjaciół...

[i]Niedziela piętnastego maja zapowiadała się cudownie. Zarówno Blythe'owie, jak i Meredith'owie postanowili wykorzystać jak najlepiej sprzyjającą aurę, organizując piknik. Wybór miejsca padł na Dolinę Tęczy, to miejsce bowiem posiadało idealną, nieuchwytną magię i niezrównany urok.
- Napisałeś coś nowego, Walterze? - zapytała niewinnie Rilla.- Kolejne sonety? - ciągnęła niezrażona. - Tym razem jakiej pannie je zadedykowałeś?
- Och, to nic takiego... Tylko zbiór wierszydeł do Rozalii... - Una i Walter niemal jednocześnie spłonęli rumieńcem.
- Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego mi nigdy nie poświęciłeś żadnego utworu...
- Ponieważ jeszcze nie stworzyłem wystarczająco pięknego... - odpowiedział spokojnie. - Siostrzyczko, dobrze wiesz, że każde moje dzieło tworzę z myślą o najbliższych mi osobach...
- Ja ci nic nie sugeruję,braciszku... - uśmiechnęła się lekko. - Inspiracja to dla artysty ważna rzecz...
- Nie nazwałbym siebie artystą, Rillo... Jestem jedynie prostym wierszokletą, chłopakiem z odrobiną talentu i wyobraźni, nic więcej... Gdzie mi tam do Wordswortha, czy innego geniusza poezji! - rumieniec pasji wypłynął na policzki chłopaka. Rilla takiego Waltera właśnie uwielbiała - z tym dziwnym, nieziemskim błyskiem w oku i jego umiłowaniem wszystkiego, co piękne. Wrażliwa dusza Waltera zdawała się żyć w innym świecie, do którego mało kto miał dostęp.
Una nic nie mówiła, patrzyła jedynie z takim samym niemym zachwytem jak panna Blythe. Kiedy Walter dał się namówić na wspólne czytanie, Rilla oddaliła się dyskretnie, zostawiając Unę i brata sam na sam.
Wtedy to, młody poeta podarował Unie wiersz, który stał się dla niej później jedną z najcenniejszych pamiątek po utraconym przyjacielu.[/i]

- Do widzenia, Uno... - szepnęła panna Blythe. - Będę za tobą bardzo tęsknić... Jeśli nie będziesz miała nic do roboty, pomyśl czasem o biednej, małej Rilli ze Złotego Brzegu, dobrze?
- Postaram się... - odparła dziewczyna, ściskając w ręku podróżną torbę. - Kto wie, może nawet do ciebie napiszę... - na stację wjechała właśnie tocząca kłąb pary lokomotywa, przeciągłym gwizdem oznajmiając swoją obecność.
- Z Bogiem, Rillo... - ścisnęła rękę przyjaciółki. - I do zobaczenia...
Panna Meredith powoli wsiadła do przedziału, lokując się przy oknie. Pomachała do ciągle stojącej na peronie towarzyszki. Pociąg ruszył. Podróż właśnie się rozpoczęła...
***
Od przybycia Uny Meredith do Toronto minęły równe trzy dni. Dziewczyna nie mogła się odnaleźć w ciągłym chaosie wielkiego miasta. Owszem, było tam pięknie i w ogóle, jednak tak jakoś... inaczej. Dla Uny Toronto przypominało wielką pułapkę, w którą nieopatrznie wpadła niczego nieświadoma mysz. Taka się czuła mała i niepozorna! Do tego sam fakt, iż Filip Grey nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do nowej opiekunki potęgował jej tęsknotę za spokojnymi Czterema Wiatrami, w których zostawiła całe swoje poprzednie życie niczym niepotrzebną sukienkę w szafie. Za jedyny plus tej nagłej zmiany należało uznać całkowitą anonimowość, możliwość rozpoczęcia kolejnego rozdziału bez patrzenia wstecz. Tego Una potrzebowała.
- Przywykniesz, moje dziecko... - przysadzisty, siwawy mężczyzna położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - A Filip nie zawsze będzie taki... przykry...
Una skinęła tylko głową. Nie za bardzo wierzyła, iż nagłą niechęć, jaką na samym wstępie zdążył zapałać do niej ten zgorzkniały mężczyzna uda jej się kiedykolwiek stopić. Na każdym kroku uważał za wskazane pokazywać jej swoje miejsce w hierarchii tego domu, często ironizując na temat jej starań, by choć trochę go polubić. Una nikomu się nie skarżyła, nie leżało to w jej naturze. Było jej tylko bardzo przykro, to wszystko...
- To nie jego wina... - zaczęła usprawiedliwiać Filipa. - Przeżył to całe okropieństwo, więc nic dziwnego, ze tak się zachowuje... - odparła słabym głosem.
- Owszem, jednakowoż nie pozwól, żeby cię zadręczył swoimi komentarzami... Przygadaj mu czasem... - uśmiechnął się porozumiewawczo.

[i]Przygadaj mu... Żeby to było takie proste, na jakie wygląda...[/i] - pomyślała ponuro Una.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 09.02.08, 9:36PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 2:19PM    Temat postu:

Rillo, dziękuję za dedykację! :)
To opowiadanie jest cudowne - jak zresztą wszystkie Twoje dzieła. Ale to opowiadanie jest jakieś inne...takie tajemnicze, a zarówno niezwykle ciekawe! :) jest jak dobra powieść, im bardziej się zagłębiasz, im więcej czytasz, tym bardziej cię wciąga!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 3:21PM    Temat postu:

Bardzo dziękuję za uznanie < po raz chyba setny ;)> To naprawdę ogromna przyjemność dla Was pisać :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 4:31PM    Temat postu:

Dwa ostatnie opowiadania roztaczają nadzwyczajną magię, z którą mi się jeszcze milej czyta :) Rillo kochana, od Twojego tekstu bije spokój, o tak, błogi spokój.
Dziękuję Rilko za te kilkanaście minut, kiedy czytam o Unie, Rilli i Walterze, kiedy znów jednoczę się z moimi ulubionymi bohaterami... Dziękuję! Po prostu cud, miód i orzeszki.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 30.08.07, 4:54PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 4:34PM    Temat postu:

Jestem wzruszona takimi słowami uznania. Naprawdę nie przypuszczałam,że komukolwiek może się tak spodobać moja pisanina 'do szuflady' ;) < która w zamierzeniu nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego>
Bardzo dziękuję ;)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 5:30PM    Temat postu:

Ogromna przyjemność to czytać Twoje dzieła, Rillo! Aż starch pomyśleć, co by było gdybyś pozostawiła te teksty w szufladzie! :wink:
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 18, 19, 20  Następny
Strona 2 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin