Forum forum usunięte Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zakurzony Skoroszyt Rillki ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 5:32PM    Temat postu:

Moje zabójcze tempo pisania mnie samą wprawia w zdumienie - mam już 1/4 odcinka trzeciego :D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 5:37PM    Temat postu:

Jedyne, co mogę powiedzieć, Rillo to: CUDOWNIE! Nie mogę się doczekać (znowu się powtarzam) Twoich kolejnych niezwykłych opowiadań! Zauważyliście, że w pewnym momenicie, żeby opisać coś niezwykłego (w tym przypadku opowiadania Rilli) zaczyna brakować epitetów? Ja o jej opowiadaniach potrafię pisać tylko w superlatywach! :wink:
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 5:41PM    Temat postu:

Marigold,ja też mam problem,że nieraz brakuje mi słów :D Często zastanawiam się,jakiego synonimu użyć,żeby się nie powtarzało :D
Marigold,moja siło napędowa do pisania,czasem przesadzasz :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.08.07, 5:46PM    Temat postu:

Nigdy, Rillo, jeśli chodzi o to, żeby wychwalić świetność Twojego dzieła! Tak bardzo nie chcę się powtarzać, ale tym razem muszę: Rillo, masz prawdziwy talent, a ja go bedę chwalić, aż każesz mi przestać :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 31.08.07, 1:41PM    Temat postu:

Miałam wrzucić ten odcinek dopiero jutro wieczorem,ale stwierdziłam,że nie mogę być aż tak okrutna :) Daję więc dzisiaj :) Enjoy! < lub nie :D>
______________________________________________________________________
[b]Odsłona Trzecia - Pożegnanie[/b]


W wielkomiejskich środowiskach, Emma Stanford uchodziła za damę. Była to wykształcona, młoda osóbka z dobrej, choć niezbyt obdarzonej majątkiem rodziny i wspaniałymi perspektywami na wygodną przyszłość. Jak to w życiu bywa, jej piękne plany upadły przytłoczone wizją Wielkiej Wojny. Kiedy ukochany brat i zarazem jedyny opiekun dziewczyny zaciągnął się na front, Emma nie została w pięknym domu i nie robiła za lokalną zbawicielkę. Dołączyła do konwoju Czerwonego Krzyża, by być blisko Gerarda. Nigdy jednak nie dane jej było spełnić i tego marzenia...

[i]Miasto płonęło. To, co wcześniej było przepowiadane, nastąpiło. Emma nigdy nie wierzyła, że ktokolwiek może zaatakować to spokojne miasteczko. Nie Courcelette. Bombardowania zdarzały się w Paryżu, ale nie tutaj. Kto przy zdrowych zmysłach zaatakowałby miejscowość, którą zamieszkują sami starcy i sieroty? Absurd, który stał się faktem był znakomitym dowodem pokrętności ludzkiej logiki.
Panna Stanford wyjrzała przez okno, omiatając wzrokiem zatłoczoną ulicę. Ogromne masy ludzkie napierały na siebie nawzajem z głośnym krzykiem. Niczym mrówki w palącym się mrowisku...
- Nie możesz tu zostać, Emmo. - nalegał twardo stary lokaj. - Nie takie zuchwalstwa ludzie płacili życiem!
- Chyba nie rozumiesz, Piotrze, że wyruszam z Czerwonym Krzyżem... - odpowiedziała zimno.
- W dalszym ciągu nie rozumiesz?! Tutaj nie czeka cię nic prócz śmierci, dziewczyno! Widzisz tamtą kamienicę? - wskazał palcem na poczerniały budynek po przeciwnej stronie ulicy, którym pracowicie zajmowały się płomienie. - Tam giną ludzie!
- Piotrze, nie umrę wcześniej niż to konieczne. Mój kres nadejdzie tak, czy inaczej. - filozoficzny spokój czaił się w słowach kobiety. - Czego tu się bać? To tylko głupi pożar, na Boga! - starała się,by w jej głosie brzmiała niczym niezmącona odwaga. W rzeczywistości, bardzo się bała - tylko szaleniec nie lęka się ostateczności.
Lekko zbiegła po schodach w dół. Za godzinę konwój miał wyruszyć spod miejscowego szpitala. Nie wyruszył już nigdy...
Kiedy Emma z bliska zobaczyła skalę zniszczeń, nie miała już tyle nadziei, co wcześniej. Ta cała wojna była sprawą poważniejszą niż wcześniej myślała. I dotknęła pannę Stanford bezpośrednio, czego tak się obawiała...[/i]

- Podaj mi wodę, skarbie... - zwróciła się do dziewczynki.
- Skończyła się... - odparło dziecko. - Mówiłam ci rano, ale chyba nie słuchałaś... - dodała z przyganą.
Rzeczywiście, tego dnia Emma nie była sobą. Mgła, która ciągle spowijała miasto wdzierała się uparcie do duszy dziewczyny. Niepokój o Gerry'ego powrócił niczym bumerang. Gdzież on mógł teraz być?
Od strony posłania nieprzytomnego żołnierza dobiegł do nich cichy jęk, niezawodna oznaka, że ranny powoli budził się do życia. Emma wyrzucała sobie, iż nie zdobyła skądś morfiny, która choć trochę ukoiłaby ból chłopaka. Nienawidziła takich żałosnych chwil bezsilności, które jak na ironię, zdarzały się jej coraz częściej...
- Jeśli chcesz, mogę przynieść... - wtrąciła Lily. - W ogrodzie nic mi nie grozi...
- Nie! - Emma niespodziewanie podniosła głos. - Ani mi się waż... Sama się po nią pofatyguję...
Dziewczynka z pochmurną miną siadła w kącie. Nie lubiła tej całej nadopiekuńczości panny Stanford. Lily miała w końcu te dziesięć lat, nie była bezrozumnym dzieckiem, więc powinna okazać jej choć odrobinę zaufania!
W pewnej chwili, piwnicę ogarnął jeszcze większy mrok niż poprzednio. Szyby w małych okienkach zadrżały. Przez grube mury zaczynały przenikać odgłosy wystrzałów. Walka pod Courcelette wcale się nie skończyła, wręcz przeciwnie, nabrała na sile. Emma miała wrażenie, że nieprzyjacielskie armie podeszły pod samo miasto, by zmieść je z powierzchni ziemi. Ranny żołnierz znowu przeciągle jęknął, co całkowicie zmotywowało pannę Stanford do działania. Wiedziała, że nie mogą tu dłużej zostać, robiło się coraz bardziej niebezpiecznie.
- Zostań z nim... - poleciła umorusanej Lily. - Ja sprawdzę, co tak naprawdę się dzieje... - skierowała się ku wąskim schodkom.
Ulicą wędrowali obdarci mężczyźni, zapewne niedobitki jednego z oddziałów, bądź dezerterzy, którzy w pewnym momencie potyczki stwierdzili, że niepotrzebnie się pakowali w tą całą wojnę narodów. Maruderzy nie wyglądali zbyt przyjaźnie. Uważnie rozglądali się dookoła, jakby wypatrując ukrytego w załomach budynków wroga. Emma obserwowała ten milczący pochód duchów ukryta za rozłożystym dębem. Serce w piersi dziewczyny łomotało nieustannie, jakby chciało z niej wyskoczyć i wylądować pod ciężkimi buciorami maszerujących. Po drugiej stronie ulicy stał uszkodzony wóz starego pana Winfielda, który nigdy nie znajdował czasu, aby go naprawić już od dwóch lat. Emma nie posiadała konia - wszystkie sztuki zarekwirowano na potrzeby tutejszego oddziału, jednakże sam wóz nie był na tyle ciężki, by sama nie mogła go pociągnąć. Tylko tak uda się im w miarę szybko i bezpiecznie opuścić Courcelette z tym nieszczęśnikiem...
Dziewczyna odczekała, aż żołnierze zniknęli w ciemnym zaułku, po czym bezszelestnie przebiegła ulicę. Minęło dziesięć długich, ciągnących się w nieskończoność minut, zanim zdołała wyciągnąć wóz spod barykady połamanych desek i odłamków gruzu. W uszach panny Stanford ciągle brzmiała mrożąca krew w żyłach muzyka armat i karabinów. Oni byli coraz bliżej i bliżej... Musiała się spieszyć!
***
- Posłuchaj uważnie... - szeptała gorączkowo do rannego. - To będzie bolało, ale musisz wytrzymać... Opuszczamy nasze schronienie i bynajmniej nie zrobimy tego spokojnie i powoli... Czas nas goni, więc nasze działania będą szybkie i proste... Lily, pomóż mi... - zwróciła się do dziewczynki, która natychmiastowo stanęła po drugiej stronie Emmy.
Panna Stanford z trudem podniosła mężczyznę do pozycji półsiedzącej.
- Musisz zmobilizować wszystkie siły i nie puszczać mojej szyi... - założyła sobie ramię chorego na barki. - Na trzy... - szepnęła. - Raz... Dwa...
Żołnierz został przeniesiony do pozycji stojącej. Emma prawie ugięła się pod ciężarem jego ciała. Chłopak praktycznie bezwładnie leżał w jej ramionach.
- Dobrze... - sapnęła. - Teraz powoli skierujemy się ku wyjściu... Postaraj się zrobić choć krok... - ostatnie słowa wypowiedziała zdławionym szeptem wprost do prawego ucha mężczyzny.
- On jest przecież nieprzytomny... - wtrąciła dziewczynka.
- Jestem pewna, że mnie słyszy... - ucięła kobieta. - Doskonale sobie radzisz... Jak tak dalej pójdzie, to może kiedyś zdradzisz mi swoje imię? Nie lubię do nikogo zwracać się tak bezosobowo... - uśmiechnęła się lekko, robiąc kilka kroków.
Kiedy zimne, jesienne powietrze znowu uderzyło Emmę w twarz, odetchnęła z ulgą. Wstępne trudności miała już za sobą.
Ułożyła nieprzytomnego chłopaka na kilku kocach, które pierwotnie miały chronić przed zimnem jej stopy, a teraz służyły jako nosze. Opatuliła do dokładnie, by nie wyziębić do końca jego organizmu, po czym z niemal nadludzkim wysiłkiem wpakowała go na trzeszczący wóz.
- Teraz ty, Lily... - z wysiłku aż zaschło jej w gardle. - Usiądź z przodu i połóż sobie jego głowę na kolanach, dobrze?
Dziesięciolatka skinęła w powadze głową, nawet nie próbując się targować w żaden sposób. Lily miała charakterek, który jednak był połączony z empatią i doskonałym rozeznaniem w sytuacji. Iskry strachu w oczach opiekunki kazały natychmiast spełnić jej prośbę.
***
Ogień trawił już i tak zniszczone budynki. Niegdyś lśniące w słońcu, senne miasteczko, stało się prawdziwym cmentarzyskiem minionych, jakże szczęśliwych dni. Emma myślała, że nigdy stąd nie odejdzie... Tak samo, jak nigdy nie przewidywała tej okropnej wojny, która brutalnie wydarła jej niemal wszystko, a teraz kazała się ewakuować. A co będzie, jak Gerry kiedyś tu wróci i nie zastanie swojej siostry siedzącej jak zwykle na werandzie skąpanej w zachodzącym słońcu? Słona kropelka spłynęła po brudnym policzku Emmy. Panna Stanford włożyła w ciągnięcie wozu jeszcze więcej i tak nadwątlonej przez głód siły. W tej chwili nie mogła sobie pozwolić na bezrozumne łzy, musiała walczyć dalej...

[i]Kobieta w prostej, brązowej sukience siedziała na drewnianej huśtawce, co chwila wzlatując wyżej i wyżej... Aż do gwiazd.
- Wyżej, Piotrze! - śmiała się perliście. - Wyżej!
- Niezbyt to rozważne, panienko... - odparł stary sługa. - Może sobie panienka zrobić krzywdę...
- Nie dbam o to! Dzisiaj jest mój dzień! Chcę szybować w chmurach niczym ptak!
- Żeby tylko ten ptak nie podleciał zbyt blisko słońca... - usłyszała głos brata.
- Gerry! - krzyknęła radośnie, momentalnie tracąc zainteresowanie szybowaniem w przestworzach. - Wróciłeś!
Wysoki, poważny mężczyzna o włosach w odcieniu dojrzałej pszenicy wpatrywał się w siostrę z niemym zachwytem czającym się w bursztynowych oczach.
- Przecież mówiłem ci, Emmo, że wyjeżdżam tylko na miesiąc... - odparł pobłażliwym tonem. - A wiesz, że zawsze dotrzymuję słowa...
Siedemnastolatka zwinnie zeskoczyła z huśtawki, wpadając w objęcia Gerarda.
- Tęskniłam za tobą, wiesz? - wtuliła się w jego koszulę. Kochała ten swojski zapach dobrych perfum i cygar, który zawsze otaczał jej brata. Sprawiał, że czuła się bezpiecznie.
- I ja za tobą, siostrzyczko... - w kącikach ust mężczyzny powstały zabawne kurze łapki. - Wypiękniałaś jeszcze bardziej, Emmo... - uśmiechnął się.
- O ile to w ogóle możliwe w tak krótkim czasie... - odparła przekornie.
- Muszę przyznać, że w Londynie nie znalazłem żadnej piękniejszej panny od ciebie... - ciągnął. - A widziałem ich sporo...
- Ty flirciarzu! - wykrzyknęła dziewczyna. - Przyznaj się, kiedy sprowadzisz do nas jakąś miłą panią w stosownym wieku, która zostanie moją bratową? - mrugnęła okiem.
- Szybciej niż myślisz, Emmo. Christina przybędzie tu za pół roku wraz z ojcem... Mam nadzieję, że zdążę do tego czasu poczynić odpowiednie przygotowania...
- A więc jednak! Żenisz się, Gerry! Och, jakże się cieszę! - Emma mocno uścisnęła brata. - Musi być cudowną osobą i mieć temperament... Nie obraź się, braciszku, ale bywasz nieznośny...
Młody Stanford tylko się roześmiał.
- Sądzę, że potrafi mnie odrobinę utemperować... - odparł z jako taką powagą.[/i]

Emma po raz ostatni spoglądnęła na mury ukochanego miasta. Z Courcelette nie zostało prawie nic za wyjątkiem smętnych zgliszcz dawnej świetności. Słońce po raz ostatni zachodziło nad jej rodzinnym domem. Od tej pory, wieczna noc miała objąć w posiadanie to niegdyś urokliwe miejsce.
- Trzymaj się, biedaku... - szepnęła jeszcze do nieprzytomnego mężczyzny.
Parę sekund później ruszyła w dalszą drogę, nie oglądając się więcej za siebie.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 09.02.08, 9:43PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 31.08.07, 1:58PM    Temat postu:

Rillo, to opowiadanie jest cudowne! Wiesz, co mi przypomina? [i]Przeminęło z wiatrem[/i]. Wtedy, kiedy Scarlett i Melania z dzieckiem opuszczają płonące miasto...
Tak realistycznie opisałaś to wszystko, że na chwilę zapomniałam o całym świecie! Rillo, Twoje opowiadanie jest niezwykłe i bardzo się cieszę, że zamieściłaś je już dzisiaj, nie każąc nam czekać!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 31.08.07, 2:00PM    Temat postu:

Bo miało przypominać :) < przy okazji, 'Przeminęło z wiatrem' to jedna z moich ukochanych książek :D>
Dziękuję za uznanie,Marigold :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 31.08.07, 2:04PM    Temat postu:

Tak, to także jedna z moich ulubionych :)
Nie chcę się powtarzać, ale opowiadanie jest cudowne, niezwykłe, pasjonujące i porywające!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 31.08.07, 2:06PM    Temat postu:

Nie powtarzasz się,kochana :)
A właśnie - jak macie jakieś własne pomysły na temat kontynuacji,piszcie śmiało :) Kto wie,może razem porwiemy czytelników ?? :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 31.08.07, 2:15PM    Temat postu:

Hm... to może oko za oko, ząb za ząb.
W takim razie ja znajduję u Ciebie tylko jedną wadę - długość. Jak na mnie, to twoje opowieści są za długie, bo widzisz, lubię czytać dużo - ale z książki, komputer strasznie męczy moje oczy, dlatego ja piszę krótko i na internecie wybieram krótkie treści. :)
No to załatwione :)
Grunt to szczerość, prawda?
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 3 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin