Forum forum usunięte Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zakurzony Skoroszyt Rillki ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: 29.07.08, 1:19PM    Temat postu:

Zgadzam się Shee! Oh, Rillo masz naprawdę nieprzeciętny talent! Te opowiadania są takie cudowne. Zatracam się w nich po prostu! Wszystko jest takie barwne, zabawne. Wykreowany przez Ciebie Mateuszek jest... nie wiem jak to wyrazić! Taki skubaniec, uwielbiam go! Czekam na dalszą część!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 29.07.08, 6:00PM    Temat postu:

Jeśli chodzi o mnie, z przyjemnością czytałam o Mateuszku, aczkolwiek większą sympatią cieszy się u mnie synek Diany :mrgreen:
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 31.07.08, 9:42AM    Temat postu:

Bardzo mi miło, że przygody 'moich chłopców' tak się Wam podobają ;) Spieszę także poinformować, że kontynuacja poprzedniego odcinka ma już pół strony A4 i niedługo wrzucę ją na forum ;)

PS. Mój 666 post :twisted: ;)


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 31.07.08, 1:02PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 03.08.08, 5:33PM    Temat postu:

Rillo,to co piszesz jest wspaniałe! Wybacz,że tak zaniedbałam ten Twój kącik,ale od teraz obiecuję,że się poprawię.Wczoraj przeczytałam jednym tchem wszystkie opowiadania które tutaj umieściłaś,oprócz odsłon,które już wcześniej c zytałam oczywiście xD.Cudowne to jest! Podoba mi się,że umieszczasz również zapiski Gilberta.Przyjmenie się czyta o uczuciach obu stron.Kobiety i mężczyzny,a nie tylko kobiety.
I ten Mateuszek i Fred!Boskie dzieci,z niecierpliwością wyczekuję ciągu dalszego!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 04.08.08, 1:51PM    Temat postu:

Rillo, wybacz za zapłon, ale dopiero teraz przeczytałam opowiadania:)) Brawo, masz talent:))
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 02.09.08, 5:04PM    Temat postu:

[b]Dzisiejszy Antrakt traktuje głównie o miłości - jeśli więc ktoś ma cukrzycę, odradzam czytanie[/b] :)


[b]Ciąg Dalszy Nastąpił...[/b]


Alina Gardner jeszcze nigdy nie była tak oburzona. Owszem, wiele razy wpadała w bezsilną wściekłość, gotowa rzucać talerzami, jednak w jej osobliwym przypadku, granica wytrzymałości rysowała się inaczej.
Otóż, kiedy siostra Roya podnosiła głos, można było śmiało żywić nadzieję, że niedługo zapomni o całej sprawie. Jednak gdy głos młodej kobiety przechodził w iście wężowy syk, najlepszym wyjściem okazywało się zabunkrowanie w jakimś odległym miejscu. Złość Aliny Gardner sięgała bowiem daleko, czyniąc większe spustoszenie niż trąba powietrzna.
Była też mniej przewidywalna.
Ponad ławeczką, na której siedziało owe uosobienie Furii i Grozy, spokojnie zachodziło majowe słońce, rozsyłając pobliskim drzewom i kwiatom ostatnie pocałunki.
Brzydki grymas przeciął arystokratyczną twarz kobiety. Podjęła decyzję o natychmiastowym powrocie do domu. Owszem, wiedziała, że okaże tym samym rażący brak dobrych manier, gdyż zwyczaj nakazywał pożegnać się z gośćmi, jednak Alina sama się rozgrzeszyła.
To nie było w końcu [i]jej[/i] przyjęcie, tylko tej rudowłosej nauczycielki. Niech ona martwi się o grzecznościowe formułki.
Wtedy właśnie, Życiowa Zmora panny Gardner postanowiła podnieść łeb z samej piekielnej czeluści, niespodziewanie wyrastając tuż przed nosem wzburzonego dziewczęcia.
W rzeczywistości, Zjawa nie była aż tak groźna. Miała czterdzieści dwa lata, niebieskie oczy oraz zdumiewającą łatwość irytowania Aliny. I co najgorsze, była przystojna, z nieprzeciętną osobowością, co samo w sobie było dostatecznym powodem do obdarzenia jej niechęcią.
Mężczyzna z sobie tylko znanego powodu przyczepił się do kobiety, której lód w słowach potrafiłby zamrozić siedzibę Lucyfera. Jeszcze dziwniejszy wydawał się fakt, że Antona Riversa ogromnie fascynowała panna Gardner. Jak świat światem, jeszcze żadnemu przedstawicielowi płci brzydkiej nie udało się wytrzymać przy owej damie dłużej niż sześćdziesiąt minut.
Jemu owszem. Dokładnie sześć godzin, odkąd zostali sobie oficjalnie przedstawieni. Przez cały ten czas arystokratka odezwała się dwa razy. Nigdy bezpośrednio do Antona.
- Piękny zachód słońca - zagaił.
[i]Jeśli ktoś gustuje w kiczu. We wszystkich tandetnych powieściach pisanych z myślą o kobietach, zachód słońca jest tłem dla oświadczyn, pierwszych pocałunków, czy też wiadomości o nieuleczalnych chorobach, po których ukochany głównej bohaterki rzuca się na kolana i głosem konającego bydlęcia prosi heroinę o rękę, by żyć z nią długo i szczęśliwie. Zdecydowanie przereklamowany.[/i]
- Mam na ten temat odmienne zdanie. - poczęstowała go spojrzeniem numer 8, zarezerwowanym dla natrętów lub hałaśliwych siostrzenic.
- Czy wybrałaby się pani ze mną jutro na spacer? - najwidoczniej nie zamierzał się poddać.
Dłonie Aliny zacisnęły się na podołku, zaś kształtne wargi uformowały w cienką kreskę. Pierwsza linia przekroczona.
[i]Czy niedostatecznie dobrze się wyraziłam?[/i]
- Panno Gardner, przecież nie proszę panią o rękę! - zażartował - Chcę pani tylko pokazać najpiękniejsze miejsca w tej cudownej wiosce.
Tym razem nie miała okazji zareagować, zbytnio skupiona na dziwnych odgłosach za okazałym krzakiem róży. Słyszała jakieś szuranie i... Tak, to z pewnością był szept!
Ktoś podsłuchiwał!

***

Mateuszek i Fred jak na dwa niewiniątka przystało, wyłonili się zza zielonej kępy, po czym grzecznie podążyli do tanecznego pawilonu.
- Gratulacje, bracie! - Wright szturchnął Gardnera w ramię - Będziesz miał wujka!
- O ile ciotka nie zje go żywcem, na co wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi.
- W takim razie, wracajmy, z chęcią zobaczę jak odgryza mu głowę! - zachichotał syn Diany.
Jego przyjaciel nie zdążył udzielić żadnej odpowiedzi, gdyż najmłodsza pociecha Wrightów porwała osłupiałego potomka Ani do tańca.
Fred nonszalancko oparł się o białą balustradę, lustrując wzrokiem audytorium. Pani Linde tonem zawodowej przekupki przekonywała do swoich racji Alfreda Starszego, który pod wpływem jej argumentów jeszcze bardziej skurczył się w sobie; Ania Gardner sunęła po parkiecie w ramionach ślepo zakochanego męża, zaś siostra pana domu rozsyłała wszystkim przemiłe uśmiechy. Pastorowa prowadziła półgłosem rozmowę o aspektach teologicznych, jednocześnie co chwila strofując córkę, by ta nie wierciła się na krześle i zachowywała jak panienka. Dziesięcioletnia Laura, dziewczynka o fizjonomii anioła i szatańskim temperamencie miała wyjątkowo znudzoną minę.
[i]Nie ma co, ciekawe zbiorowisko[/i] - podsumował w myślach chłopiec.
Mijały minuty, a Mateuszek nadal znajdował się w kleszczowych objęciach Ani Kordelii. Fred, któremu także zaczęła dokuczać nuda, postanowił przeprowadzić zmyślną akcję ratunkową. Zanim zdołał wcielić owy wspaniały plan w życie poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Słodki głosik małej diablicy, która mieniła się córką pastora zmroził Wrighta do kości.
- Zatańczysz? - wargi dziewczynki rozchyliły się lekko, ukazując równiutki rządek białych ząbków.
Wszyscy geniusze mają zdolność do natychmiastowej zmiany dróg prowadzących do celu. Fred również nie był w ciemię bity, więc postanowił natychmiastowo wykorzystać sprzyjającą sytuację.
- Oczywiście, mała - poprawił sobie zwichrowaną czuprynę - Otworzę przed tobą wrota do Raju - wypiął dumnie pierś, kłaniając się przed Laurą.
Obserwująca całą scenę pani Wright uśmiechnęła się z nostalgią. Jej mały synek zaczynał dorastać, a świadomość, że kiedyś przyjdzie Dianie utracić pierworodnego na rzecz innej kobiety prawie pobudziła szanowną matronę do płaczu.
Szczęśliwie nieświadomy kotłujących się w matczynej głowie myśli, Fred dostojnie prowadził w tańcu pastorównę, umyślnie kierując kroki w stronę siostry i najlepszego kumpla.
- Pani wybaczy - wyszczerzył zęby - Ale odbijany! - to mówiąc, wypuścił z objęć osłupiałą Laurę, parując się z Mateuszkiem.
- Fred, przecież chłopcy nie mogą tańczyć razem! - krzyknęła wzburzona Ania Kordelia, kierując tym samym uwagę dorosłych na dziwny duet.
- Widzisz, mała, masz niezwykłą szansę obserwowania narodzin nowej tradycji - odparował zręcznie brat dziewczynki - Spadamy! - szepnął przyjacielowi do ucha .
Gardnerowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.

***

- Nienawidzę pana! - doprowadzona do ostateczności Alina Gardner nie przebierała w słowach.
- Zawsze to jakaś forma uczucia, droga pani. - Anton nie sprawiał wrażenia urażonego - Lepsza nienawiść niż całkowita obojętność, jaką darzyła mnie pani jeszcze przed godziną. Jeśli dalej będzie nam tak dobrze szło, to może do rana zdoła mnie pani polubić.
- Zachowuje się pan jak masochista - prychnęła.
- Dobrze się pani wydaje. Chociaż z pani pięknych ust płyną same gorzkie słowa, jestem gotów ich słuchać przez całe życie.
- Do ilu kobiet kierowane były podobne frazesy? Niech mi pan wierzy, nie złapię się na tak marną przynętę. My, Gardnerowie... - zamierzała poczęstować mężczyznę kolejną porcją rodowych mądrości, jednak ten zrobił coś zgoła nieoczekiwanego.
Pocałował Alinę.
- Jest pan niewychowany i bezczelny! - podniosła się zamaszyście z ławki. Wzburzenie naznaczyło twarz panny Gardner purpurą.
- Sama mnie pani do tego zmusiła. - przerwał jej bezceremonialnie - To był jedyny znany mi idealny sposób na zamknięcie ust niewieście.
- Nie żegnam się z panem i nie życzę spokojnej nocy - wycedziła - Jestem w najwyższym stopniu niezadowolona i zgorszona - skierowała się w stronę domostwa.
- W takim razie, do zobaczenia jutro na spacerze, panno Gardner. - uchylił kapelusza.
Obcasy Aliny zadudniły głucho na brukowanej ścieżce.
[i]Podobało jej się[/i] - pomyślał jeszcze Anton, zanim kobieta zniknęła mu z oczu.

***

Kolejny dzień bardzo szybko zapukał do okien mieszkańców Avonlea. Była niedziela, cudowny dzień odpoczynku.
- Alino, kochanie, rozchmurz się trochę! - Dorota uśmiechnęła się do siostry - Bo jeszcze nam pogodę zepsujesz takim grymasem!
- Nie idę na żaden spacer - wycedziła znad filiżanki herbaty panna Gardner.
- Oczywiście, moja droga, oczywiście. - przytaknęła natychmiastowo pani West - Powtarzasz to od kilku godzin. Chociaż, nawiasem mówiąc, odrobinę nie wypada wycofywać się bez powodu. - dodała, zarabiając tym samym kolejne mordercze spojrzenie.
- Zmusił mnie, to wystarczający powód.
- Widzisz, Alinko, kobiety nie można do niczego przymusić. Jedynie do tego, czego owa dama w głębi serca pragnie. Co ci szkodzi spróbować?
- Lepiej mi samej.
- Siostrzyczko, nikt ci od razu nie każe wychodzić za mąż za pana Riversa - nieświadomie powtórzyła słowa Antona. - To tylko spacer.
- A od czego mam chrześniaka? Równie dobrze, Mateuszek mógłby mnie oprowadzić po wsi. - panna Gardner była coraz bardziej zdesperowana.
- O wilku mowa - odparła Dorota.
Mateuszek Gardner, okaz zdrowego i radosnego dziecka, właśnie pojawił się w salonie z tajemniczą minką.
- Ciociu Alino, na werandzie czeka jakiś przemiły pan. - zaczął - Podobno byliście umówieni na spacer po Avonlea... - zawiesił znacząco głos - Chyba mnie w tym ubiegł, gdyż przed pięcioma minutami miałem zamiar pokazać ci najpiękniejsze miejsca...
Alina zagryzła nerwowo wargi.
- Jeśli chciałabyś najpierw z tym panem porozmawiać, to z chęcią zaproszę go do salonu. - ciągnął Mateuszek.
- To zbyteczne, mój chłopcze - wycedziła, podnosząc się z miejsca - Przekaż panu Riversowi, że za chwilę się zjawię.
Ponad plecami siostry, pani West posłała bratankowi porozumiewawcze spojrzenie.
Pierwszy punkt listy odfajkowany.

***

Mateuszek z zawrotną szybkością przemierzał ostępy Lasu Duchów, cudem unikając zderzeń czołowych z mijanymi drzewami. Miał ogromną nadzieję, że jego przyjaciel nie ruszał się nigdzie z domu.
Na kościelnym zegarze biła trzecia godzina, kiedy zdyszany chłopiec stanął na progu Farmy Samotnej Wierzby. Nerwowo zapukał do drzwi. Otworzyła mu rozradowana Ania Kordelia.
Najwidoczniej miał pecha.
- Aniu, czy jest Fred? - zapytał od razu.
- Właśnie raczy się najnowszym wypiekiem babci Elżbiety - zachichotała - Ale za jakiś kwadrans powinien wrócić do zwykłych śmiertelników.
Kiedy pierworodny syn Diany znajdował się w połowie drogi do wypełnionego rozmaitymi wypiekami Siódmego Nieba, żadna siła nie mogła go ściągnąć na ziemię. Ale nie zaszkodziło spróbować.
- Przekaż bratu, że jest mi bardzo potrzebny. On i łódka.
Ania Kordelia skinęła głową, znikając w głębi domu.
- Co się stało, Mateuszku? - Fred pojawił się na werandzie - O mało się nie zadławiłem, kiedy Mała bezceremonialnie odsunęła ode mnie talerz.
- Wczoraj mówiłeś, że chciałbyś zobaczyć, jak moja ciotka urywa głowę potencjalnemu wujkowi - przypomniał - Jeśli nadal jesteś zainteresowany, to jest okazja!
- Gdzie mogą teraz być? - zapytał rzeczowo.
- Wyszli przed półgodziną. Prawdopodobnie kierowali się ku Alei Zakochanych.
- A więc mamy niecałe dziesięć minut, żeby dotrzeć do Jeziora Lśniących Wód - Wright podrapał się po brodzie, ścierając wierzchem dłoni czające się w kącikach ust okruszki sernika. - Idziemy! - pociągnął przyjaciela za rękę.
- Ja z wami! - wtrąciła Ania Kordelia.
Fred jęknął.
- Innym razem - odpowiedział Mateuszek.
Dziewczynka posłuchała, chociaż nie wyglądała na zbytnio zadowoloną.
- Co ta miłość robi z ludźmi - zagwizdał przeciągle brat panny Wright - Mała, powiedz mamie, że wrócę najpóźniej za trzy godziny.
Kilka sekund później, dwie dziecięce figurki pędem pobiegły w stronę mrocznego lasu.

***

- Mamy szczęście, panno Gardner! - Anton cały się rozpromienił - Łódź pana Barry'ego wróciła z naprawy! Co powie pani na romantyczną wyprawę po bezkresach stawu?
- Powiem, że to głupi pomysł.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi - roześmiał się - Pani pozwoli - wyciągnął do Aliny dłoń, pomagając kobiecie wejść do łodzi.
Mateuszek i Fred obserwowali dziwną parę z ich tajnej kryjówki mieszczącej się tuż pod pomostem spinającym przeciwległe brzegi jeziora.
- Poczekamy aż wypłyną trochę dalej - skomentował syn Diany - Muszą się znaleźć w strefie wodorostów i innych zielonych paskudztw, których parobek dziadka nie zdążył wyplenić. Potem podpłyniesz do łódki i trochę nią pobujasz.
- Dlaczego ja? - skrzywił się Gardner. Nie uśmiechała mu się ponowna kąpiel w mulistej toni.
- Chcesz mieć tego wujka, czy nie? - zapytał retorycznie.

*

- Kiedy pani milczy, wygląda pani cudnie. - pan Rivers puścił perskie oko do towarzyszki, przecinając wodę wiosłami.
- Niezbyt wyszukany komplement - uniosła wyżej głowę.
- Co ja poradzę, że poddaje pani w wątpliwość każde moje słowo? - westchnął - A ja tak się starałem!
- Błagam, niech pan znowu nie zaczyna. Wpędza mnie pan w poczucie winy.
- Interesujące... A więc przyznaje się pani do posiadania czegoś tak dziwnego jak serce? Bo szczerze się martwiłem, że spodobała mi się Lodowa Księżniczka.
- Pan mnie nawet nie zna.
- Wręcz przeciwnie, droga pani. Poznałem dość dobrze pani czarujące usposobienie. Wiem, czego pani nie lubi i jaki jest pani stosunek do świata. W to, że odrzuca pani wszelkich adoratorów wierzę bez zastrzeżeń - roześmiał się - Skąd się bierze szukanie samotności u tak zajmującej kobiety? - spojrzał Alinie w oczy - Czyżby odzywał się dawny zawód miłosny?
- Jeszcze jedno pańskie słowo, a wrócę do domu, choćby wpław! - rozzłościła się.

*

- Dobra, bracie, wkraczaj do akcji, w przeciwnym razie szanse na ślub spadną do zera - popędził przyjaciela Fred.
Mateuszek posłusznie zanurzył się w wodzie. Wiedział, że kiedy jego ciotka znajduje się w ferworze kłótni nie zwraca uwagi na detale, dlatego też nie starał się tłumić odgłosów chlupotu, przybliżając się do łodzi.
- Tylko nie przesadź! - usłyszał stłumiony głos Wrighta.
Mały Gardner stosunkowo szybko znalazł się u celu. Całą siłę wkładał we wprawienie omszałych desek w ruch. Najszybciej jak się dało wypełnił zadanie, po czym zarządził natychmiastowy odwrót.

*

Przeraźliwy krzyk Aliny Gardner można było usłyszeć w najdalszych zakątkach Avonlea.
- Twoja ciotka umie pływać, prawda? - zaniepokoił się Fred - Wiesz, nie chcę mieć jej na sumieniu. Jak by nie było, staw należy do mojego dziadka...
- Bez obaw. To krzyk numer osiem zwiastujący wszystkim naziemnym stworzeniom kłopoty. Bycie przerażoną nie leży w jej naturze.
Skryci za palem chłopcy mieli doskonały widok na szamoczącą się w wodzie Alinę Gardner.
Pan Rivers natychmiast pospieszył kobiecie na ratunek, bohatersko wskakując w ciemną czeluść. Porzucona łódka odpłynęła na środek jeziora, jednak nikt nie zawracał sobie nią głowy.
- Niech się pani uspokoi, na litość Boską! - Anton po raz pierwszy podniósł głos - Zaraz panią wyciągnę.
- Zapłaci mi pan za to! - oczy topielicy ciskały gromy.
Mateuszek i Fred zupełnie nieświadomie stali się świadkami podobnej sytuacji, która miała miejsce dwadzieścia lat wcześniej, kiedy to nieszczęsną Elaine wyratował niejaki Gilbert Blythe. Z tym, że finał wyglądał nieco inaczej.
- Żadnych gwałtownych ruchów, droga pani! Zaplątuje się pani w wodorosty!
Ociekająca wodą panna Gardner, niesiona niczym panna młoda przez pana Riversa, wkrótce bezpiecznie znalazła się na brzegu.
- Uratowałem pani życie. O tym, zdaje się, pani marzyła? - mężczyzna zdjął przemoczoną marynarkę - Czy teraz już mi pani wierzy, że panią pokochałem?
Alina wbiła wzrok w piasek.
- Ja... - po raz pierwszy w życiu nie wiedziała co powiedzieć.
Dawna maska chłodu i ironii znikła, zabierając ze sobą słynną pewność siebie siostry Roya.
[i]Czyżby wreszcie dopadła mnie słabość?[/i] - pomyślała - [i]Przecież znam go dopiero od wczoraj![/i]
- Kiedy dwie dusze odnajdą się po latach należy pozwolić im się połączyć. - powiedział z powagą, klękając przed Aliną na mokrej trawie.

*

- Spadamy, Mateuszku! - Fred poklepał przyjaciela po ramieniu - W takiej chwili powinni być sami, nie uważasz?
Skinął głową.
- Myślisz, że Anton będzie w stanie poskromić moją ciotkę? - rzucił.
- Wnosząc po tym, czego jestem teraz świadkiem, to bardzo prawdopodobne - zachichotał Fred - Jak by to powiedziała pani Linde: Niech Bóg ma w opiece tego nieszczęśnika.
- Amen - uśmiechnął się Gardner - To co, wracamy teraz do ciebie? Z chęcią spróbuję tego osławionego sernika twojej babci.
- Wiesz, jak mi poprawić humor! - roześmiał się Fred - Nie sądzisz, że jako najsprytniejsi swaci we wsi powinniśmy zarejestrować naszą działalność i zarabiać na tym niezłe pieniądze? - w potomku Diany odezwała się żyłka finansisty.
- Pomyślimy o tym jutro, przyjacielu. Dzisiaj cieszmy się zasłużonym sukcesem!

Tak minął poranek i dzień siódmy, wieńcząc dzieło malowniczym zachodem słońca.
[i]- Co za kicz[/i] - zdążyła jeszcze pomyśleć Alina Gardner, zanim jej wargi złączyły się w pocałunku z Antonem.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 06.09.08, 8:17AM    Temat postu:

Rillo! Ach, nie wiem, co powiedzieć! To było cudowne! Naprawdę niesamowite! Nie chcę się powtarzać, ale piszesz cudowne dzieła!!!! Uwielbiam Mateuszka i Freda! Teraz nawet polubiłam Alinę! ;) Twoje teksty, Rillo, to istna magia!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 10.09.08, 2:19PM    Temat postu: Zakurzony skoroszyt Rillki

Co powiedzieć? Chwalić - Twoje utwory czyta się z przyjemnością.
Pozwolę sobie złożyć „zamówienie” na teksty o Emilce, Pat, a zwłaszcza o Joscelyn i Hugh’u z „Dzbana ciotki Becky” („W pajęczynie życia”). Żałuję, że Montgomery opisała ten wątek tak powściągliwie. Szkoda - to barwna, wzruszająca, kreatywna historia... z mnogością luk.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 30.09.08, 12:24PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 10.09.08, 2:59PM    Temat postu:

Dziękuję ;)
Co do Twojego zamowienia, to oczywiście wrzucę je do kolejki ;) Na chwilę obecną pozostają bowiem jeszcze dwa odcinki pamiętnikow plus epilog (wszystko w fazie korekty wraz z upiększaniem) i obiecany w innym temacie wątek potomstwa Flory & Jima oraz Rilli & Kena :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 10.09.08, 3:18PM    Temat postu:

[quote="Rilla"]Wątek potomstwa Flory & Jima oraz Rilli & Kena :)[/quote]

Och, cudownie!!!!!!!!!! Chętnie poczytam. :D Piszesz CUDOWNE opowiadania Rillo. :D
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19, 20  Następny
Strona 18 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin