Forum forum usunięte Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zakurzony Skoroszyt Rillki ;)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: 24.09.07, 1:55PM    Temat postu:

Bardzo dziękuję za uznanie droga Leslie :) :*

EDIT: Kolejna część wrzucona z dużym poślizgiem.Od razu mówię, że nieco za ckliwa i sentymentalna mi wyszła, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :wink:

__________________________________

[b]Odsłona Piąta - Sen[/b]


Ostatnie dni były dla Emmy niczym koszmarny sen. Pragnęła móc się porządnie wypłakać, aby wreszcie pozbyć się tego nieznośnego ciężaru, jaki przygniatał jej serce nie pozwalając zapomnieć.
Prawie dobiła tego nieszczęśnika podczas szaleńczej ucieczki, do tego, w trakcie szukania jakiegoś bezpiecznego schronienia, gdzieś zawieruszyła się Lily...

[i]Noc spędzili w opuszczonej chacie na skraju lasu. Kiedy tylko przestąpili jej próg, dziewczyna od razu poczuła się nieswojo. Na myśl przyszły jej dawne historie z dzieciństwa, w których często pojawiała się zgarbiona czarownica i domek na kurzej łapce. Przez ciało Emmy przeszedł niemiły dreszcz. Czasami przeklinała swoją zdolność do przypominania sobie nieodpowiednich rzeczy w nieodpowiedniej chwili.
Wiatr przemieszany z deszczem bezlitośnie wdzierał się do środka przez wybite szyby. Panna Stanford opatuliła się szczelniej podartą chustą, jedyną jej ochroną przed chłodem, po czym zaczęła nerwowo przemierzać opustoszałą izbę.
- Potrzeba mu lekarza... - odezwała się Lily.
Emma zmierzyła dziewczynkę surowym spojrzeniem.
- Ciekawa jestem, gdzie takowego znajdę!
- Niedaleko stąd jest miasto... - podsunęło dziecko. - Mogłabyś tam popytać...
'Miasto!' - pomyślała Emma.- 'Zapewne smętne zgliszcza po minionej potędze!'
- Mieszka tam mój przyjaciel... - wtrąciła. - Prowadzi aptekę...
- Jak na kilkuletnią dziewczynkę wiele podróżujesz... - panna Stanford mówiła z przekąsem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie powinna tak atakować Lily, lecz nie potrafiła przestać. Och, jakże była zmęczona!
- Pójdziesz tam? - rzuciła ponownie.
- Jutro... - odparła słabym głosem zapytana. Mięśnie Emmy zbuntowały się już do końca i ogłosiły stanowczy protest.[/i]

Żołnierz z trudem otworzył ciasno zamknięte powieki. Światło oślepiało go, mimo wieczornej pory. Nie miał też pojęcia, co się z nim działo, ostatnią rzeczą, którą pamiętał był świst kuli. Ranny wodził zmętniałym wzrokiem po ścianach pomieszczenia, w którym go położono.

[i]' Złoty Brzeg...'[/i] - pomyślał z ulgą. - [i]' Ale gdzie są wszyscy? Gdzie mateczka, bliźniaczki i Rilla?'[/i] - zatłukło mu boleśnie w głowie.

Oczy mężczyzny lustrowały pokój cal po calu, aż napotkały smukłą, dość wysoką postać stojącą przy oknie.
Serce nieszczęśnika wypełniła radość. Chciał coś powiedzieć, ale nie znajdował słów, chciał zapłakać ze szczęścia, lecz brakowało mu łez. Miał wrażenie, że jego bardziej realna cząstka nie może porozumieć się z ciałem, które zdawać się mogło, żyło własnym życiem.
*
Emma obróciła się gwałtownie. Od wybuchu wojny nie opuszczało jej wrażenie, że jest ciągle obserwowana. Co najśmieszniejsze, wrażenie to przybierało na sile wtedy, gdy wchodziła do pokoju tego biedaka.
Przed dwoma dniami znalazła lekarza. Postawny staruszek od razu poddał w wątpliwość, czy żołnierz aby żyje jeszcze. Prawdę mówiąc, panna Stanford ciągle się nad tym zastanawiała, jednak wbrew swoim przeczuciom, wierzyła. Ktoś musiał, bowiem losem rannego nie interesował się już nikt.
Podeszła do leżącego i delikatnie przysiadła na rogu jego posłania. Przyłożyła smukłą dłoń do czoła mężczyzny, by sprawdzić temperaturę. Nadal był rozpalony i tkwił w tym dziwnym śnie. A co, jeśli jego dusza stoi już na progu niebios, a ona ciągle ją zatrzymuje? Może ten nieszczęśnik nie chce już walczyć? Natychmiast jdnak zbeształa się w duchu za takie myśli. Musiała w niego wierzyć.
Emma położyła na czole rannego kolejny zimny kompres, sprawdziła także, czy do ran nie wdało się zakażenie.

[i]- Mając wzgląd na fatalne warunki, aż dziw bierze, że rany są czyste... - lekarz podrapał się po siwej brodzie. - To prawdziwy cud, Emmo... Gangrena w połączeniu z postrzałem w newralgicznych miejscach to prawie zawsze śmiertelna mieszanka...
- Przeżyje?
- Mam taką nadzieję... Dobrze, że jest nieprzytomny, łatwiej zniesie ból...
- Bardzo cierpi? - skrzywiła się dziewczyna.
- Obawiam się, że tak. Stąd ta gorączka, jego organizm zaczyna wariować...[/i]

- Spokojnie... - szeptała Emma. - Niedługo przestanie boleć... Mam przynajmniej taką nadzieję, bo kiepska ze mnie siostra miłosierdzia...
Leżący poruszył się nieznacznie, czego jednak dziewczyna nie zauważyła. Przywykła do całkowitej bezwolności rannego.
*
Ponownie otworzył oczy. Postać, jeszcze do niedawna stojąca przy oknie siedziała teraz przy jego boku. W łagodnym tonie jej głosu, delikatnych ruchach było coś znajomego. Spokojna pewność jutra. Tego, że wszystko się ułoży... Tak... to musiała być Ona...
- Una... - wargi żołnierza ułożyły się w jedno słowo tak cicho, że tylko wyczulone ucho mogło je wychwycić. Postać nie zareagowała, w dalszym ciągu wydając z siebie melodyjny dźwięk.
Tak bardzo był spragniony! Spieczony język tkwił w gardle niczym drut kolczasty.
*
- Tak bardzo się czuję samotna... - Emma kontynuowała swoje zwierzenia. - Czy to nie zabawne, że zostaliśmy sami? Prawie jak Adam i Ewa w raju... - panna Stanford uważnie wpatrywała się w swoje dłonie. - Kobieta mówi, a mężczyzna milczy... - uśmiechnęła się lekko. - Taki stan rzeczy jest stanowczo nie w porządku... - przeniosła swój wzrok z powrotem na leżącego.
*
- Una... - spróbował ponownie. Tak bardzo chciał się z nią wreszcie porozumieć!
*
- Miły Boże... - szepnęła Emma. - Chłopcze, ty wracasz! - łzy mimowolnie popłynęły z oczu dziewczyny. Czyżby przyszedł czas na spełnienie jej modlitw? - Nic się nie martw! - wyrzucała z siebie szybko. - Jesteś pod dobrą opieką. Teraz to już musisz wydobrzeć, nie ma innej opcji! Czekam na ciebie, słyszysz?! Ani mi się waż odchodzić znowu!
*
W dalszym ciągu nie mógł się rozeznać w sytuacji, jednak powoli zaczynał wierzyć w słowa Uny, które z minuty na minutę docierały do jego mózgu coraz wyraźniej. Kiedyś, dawno temu obiecała mu, że będzie na niego czekała... Dotrzymała słowa... Teraz on musi się bardziej postarać i naprawdę do niej wrócić...
Tak za nią tęsknił przez te długie miesiące! Tak bardzo pragnął ujrzeć raz jeszcze tą natchnioną, spokojną twarzyczkę panny Meredith! Wcześniej oszukiwał sam siebie myśląc, że ani trochę mu na niej nie zależy... A teraz... Ona była tak blisko niego, niemal na wyciągnięcie ręki...
I ciągle czekała...
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 27.09.07, 2:43PM    Temat postu:

Rillo...ach...to było...ach... Nie umiem znaleźć słów... Przepiękny odcinek, przecudowny, bardzo, bardzo wzruszający! No coś cudownego! Cieszę się, że czekałam na takie piękne opowiadanie! :D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 21.10.07, 1:19PM    Temat postu:

[b]Odsłona Szósta - Wyjaśnienia[/b]

______________________


- Koniec tego półsnu, panie Grey! - Una zamaszystym ruchem odsunęła ciężkie zasłony. - Idziemy na spacer.
- Pani raczy żartować. - od strony łóżka dobiegło do jej uszu pogardliwe prychnięcie. - Nigdzie się nie wybieram. - zakończył twardo.
- Ciężki z pana przypadek... - westchnęła dziewczyna. - Odkąd przybyłam do Toronto przed czterema miesiącami, nie wyszedł pan nawet do ogrodu! Z całym szacunkiem, ale takie podejście u zdrowego, pełnego wigoru mężczyzny zakrawa na chorobę.
Filip wybuchnął śmiechem. Una jeszcze nigdy nie słyszała, żeby ktoś śmiał się w taki sposób. Nikt, nawet Walter, który po swojej śmierci urósł w oczach panny Meredith niemal do rangi anioła.
Jej wyraźna impertynencja w stosunku do Grey'a okazała się być najlepszym sposobem na wyrwanie Filipa ze stanu odrętwienia.
- Doprawdy, powinna pani staranniej dobierać słowa. - odpowiedział po dłuższej chwili. - Ktoś ze służby mógłby pomyśleć, że ten paraliż był tylko niewinną gierką, by skruszyć niewdzięczne serce niewiasty! - Ponownie się roześmiał.
Una, ciągle nieco przerazona tym nagłym wybuchem pracodawcy, wodziła niespokojnym wzrokiem po znajdujących się w pokoju meblach.
- Czy to oznacza, że zgadza się pan na krótką przechadzkę? - ośmieliła się zapytać.
- Z całą przykrością, ale nie. - padła szybka odpowiedź. - Nie chcę mieć nic wspólnego z tym okropnym miejscem, jakim stało się Toronto. Nie chcę znowu spotkać się twarzą w twarz z... - urwał raptownie.
- Dlaczego więc pan nie wyjedzie? - Una udała, że nie usłyszała ostatniego zdania.
- A jak sobie to pani wyobraża?! - krzyknął. - Jak?! - wąskie wargi mężczyzny zacisnęły się w cienką kreskę. - Gdyby nie mój heroizm, który nakazał mi ratować tą... Byłbym teraz zdrowym człowiekiem, Uno!
Twarz Grey'a była tak pełna gniewu i żalu, że aż wystraszyła dziewczynę. Panna Meredith po raz kolejny dała się zaskoczyć tej dziwnej huśtawce nastrojów pracodawcy. W jednej chwili była skłonna polubić Filipa, zaś sekundę później, wpychał ją do studni rozpaczy i zniechęcenia.
- Może ma pan rację. - szepnęła. - Ale to nie daje panu prawa do zwracania się do mnie w taki sposób... - cicho wycofała się do drzwi.
- Wróć! - zakrzyknął za nią. Wróć, słyszysz?!
Panna Meredith nawet nie obejrzała się za siebie. Drzwi za wychodzącą dziewczyną zamknęły się z głuchym trzaskiem.
***
Kolacja przebiegała w milczeniu. Z przeciwległych stron stołu patrzyły na siebie dwie pary oczu, z których jedna umiejętnie unikała wzroku drugiej.
- Nie jest pani za zimno? - padło pierwsze tego popołudnia pytanie.
Una pokręciła tylko przecząco głową.
- Więc może jedzenie pani nie smakuje?! - Grey wydawał się być coraz bardziej zirytowany.
Una ponownie niemo zaprzeczyła, wbijając wzrok w talerz.
- Dlaczego w takim razie nic pani nie mówi?! - zagrzmiał głos. - Liczy pani może na przeprosiny za moje dzisiejsze wystąpienie?!
Panna Meredith i tym razem milczała, nic sobie nie robiąc z tej jawnej prowokacji.
- I masz rację... - Filip złagodniał nieco, przyjmując mniej oficjalny ton. - Nie byłem wtedy sobą, przepraszam. - wyrzucił z siebie na jednym oddechu.
Po drugiej stronie stołu nadal panowała cisza.
- Dalej się pani gniewa?!
- W żadnym wypadku, drogi panie. - odparła, ledwo tłumiąc uśmiech. - Przecież tak mnie pan ładnie przeprosił, że nie miałabym serca torturować pana tak długo...
- Czy pani ze mnie kpi?
- Nie potrafiłabym wykrzesać z siebie ani odrobiny ironii, mając przed oczami pańską sylwetkę. - odparła szybko Una.
- Przerażam więc panią? - mrugnął okiem.
- Niech pan sobie nie pochlebia... - dziewczyna podniosła się z miejsca. - Po prostu, czuję przed panem respekt jak na dobrą pracownicę przystało. - spoważniała.
***
- Zaciągnąłem się na samym początku. - Filip obrócił twarz ku płomieniom palącym się radośnie w kominku. - Anna nawet nie chciała o tym słyszeć... - twarz mężczyzny poszarzała. - Co nie przeszkodziło jej wyjść za mąż za oficera trzy miesiące później... - uzupełnił z przekąsem, wychylając duszkiem kieliszek ciemnego trunku.
- To bardzo bolało, prawda? - szepnęła Una.
- Znasz to uczucie? - spojrzał na dziewczynę uważnie.
- Nie... To znaczy, właściwie to... - zaczęła się plątać w odpowiedziach.
- On nie wiedział o twoich uczuciach, mam rację? Wyjechał, a ty nic mu nie powiedziałaś?
Una spuściła wzrok.
- Kolejny argument przemawiający za tezą, że prawdziwa miłość nie istnieje. - rzucił smętnie.
- A jak to było z panem? - zapytała nieśmiało.
- Szaleńcza miłość, pełne nadziei plany na wspólną przyszłość, przymykanie oczu na brutalną prawdę i wreszcie gorzkie rozczarowanie.
- I złamane serce... - uzupełniła panna Meredith.
- Anna nigdy nie była moja... - Filip ponownie nalał sobie do kieliszka mocnego trunku. - Od zawsze goniła za marzeniami. Nie pociągało jej spokojne życie przy moim boku w roli żony i matki. Była tylko ładną ozdobą na którą mogłem sobie pozwolić... A najgorsze jest to, że naprawdę ją kochałem... I obawiam się, że do dzisiaj się z tej choroby serca nie wyleczyłem... - zakończył smętnie. - A jak to było z tobą?
- Nie sądzę, aby...
- To wieczór zwierzeń, więc co ci szkodzi? - zauważył.
- Z całym szacunkiem, panie Grey, ale mi nie potrzeba pomocnej dłoni. To pan jest zrozpaczony... - rzuciła dumnie.
- Mylisz się, Uno. Nie tylko ja czuję się jak wrak człowieka. Ty także cierpisz i nie potrafisz się z tego wyzwolić... Oboje znajdujemy się w innym świecie...
*
Zbliżały się święta. Całe Toronto przywdziało białą szatę w niemym oczekiwaniu na ten jeden, najważniejszy w całym roku dzień.
- Chcesz wrócić na święta do rodziny?
Una gwałtownie odwróciła się od okna. Nie chciała się przyznać nawet przed sobą, jak bardzo tęskni za pełną radości plebanią. Z drugiej jednak strony, nie chciała zostawiać Grey'a samego ze swoimi niewesołymi myślami. W taki piękny czas nikt nie powinien czuć się samotny...
- A chce pan zostać sam? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Sądziłem, że...
- Panie Grey... - Una uśmiechnęła się łagodnie. - Nie mamy nawet o czym mówić. To tylko dwa dni, w domu poradzą sobie beze mnie...
- Nie musisz się dla mnie poświęcać... - uniósł się honorem mężczyzna.
- Nie jestem zdolna do samoudręczenia, drogi panie. - odparła dziewczyna. - Właściwie, to jestem pewna, że razem wspaniale spędzimy Boże Narodzenie...
Filip spojrzał na pannę Meredith z niedowierzaniem. Z całą pewnością, ta dziewczyna nie była pokroju Anny. Grey z trudem się do niej przekonywał - od czasu tamtej nieszczęsnej historii całkowicie uprzedził się do kobiet.
Una nie była szczególnie trudna do rozgryzienia, jednak ciągle go zaskakiwała. Podczas pobytu w Toronto powoli nabierała śmiałości, dosyć często wprawiając Filipa w zaskoczenie.
[i]' To pierwsza kobieta, która tak mnie zaciekawiła...'[/i] - przemknęło mu przez głowę.
- W takim razie, w dowód wdzięczności wybiorę się z panią na ten spacer... - rzucił jakby od niechcenia.
- Owszem, ale tylko wtedy, kiedy uzna pan, że robi to dla siebie... - odparła dziewczyna.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 21.10.07, 1:30PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Szymon



Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 1196
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21.10.07, 1:24PM    Temat postu:

oh Rillo! To jest przepiękne, po prostu tak mnie wciągnęło, że teraz żałuję, że tak mało napisałaś :). Podziwiam Cię!! Masz wielki talent :) szacunek dla Ciebie! Kiedy zamieścisz kolejny odcinek?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: 21.10.07, 1:28PM    Temat postu:

Drogi Szymonku,dziękuję za miły komentarz ;) Teraz,kiedy dorwałam weny,postaram się wrzucać tu odcinki co tydzień ;) A jak zakończę tą historię,to zacznę kolejną,którą już mam całą poukładaną w wyobraźni ;)
Powrót do góry
Szymon



Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 1196
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21.10.07, 3:37PM    Temat postu:

To wspaniała wiadomość!!! :) Po prostu chce się podskoczyć do nieba :).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: 21.10.07, 5:47PM    Temat postu:

Rillo! Świetne opowiadanie i cudowna wiadomość! Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków i nowej historii! :D Wspaniałe opowiadanie!!!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 22.10.07, 5:15PM    Temat postu:

Te wasze pochwały... ^^ Mówiłam już,że cała płonę?? :D Pewnie znowu się powtarzam... :D Bardzo dziękuję za miłe komentarze,kochani ;)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 25.10.07, 8:22PM    Temat postu:

Rillo... Tak się zaczytałam,że nawet nie zauważyłam że zbliżam się do końca tego odcinka...
Istne cudo!! Już się nie mogę doczekać kolejnej części,Rillo!!!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 27.10.07, 1:54PM    Temat postu:

Kochana Rillo! Przy odsłonie piątej moje oczy zrobiły się mokre! Opowiadanie to poruszyło mnie do głębi.

"-Una... - wargi żołnierza ułożyły się w jedno słowo tak cicho, że tylko wyczulone ucho mogło je wychwycić. (...)

W dalszym ciągu nie mógł się rozeznać w sytuacji, jednak powoli zaczynał wierzyć w słowa Uny, które z minuty na minutę docierały do jego mózgu coraz wyraźniej. Kiedyś, dawno temu obiecała mu, że będzie na niego czekała... Dotrzymała słowa... Teraz on musi się bardziej postarać i naprawdę do niej wrócić..." - to moje ulubione momenty :)



Mistrzowsko tworzysz wzruszający nastrój! Odcinek szósty również bardzo mi się spodobał. Pięknie! Czekam na następne opowiadania Rillo!
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 6 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin