|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: 05.09.07, 4:29PM Temat postu: |
|
|
Zbliża się sobota,więc może się doczekamy nowego odcinka ;)
Ja już czekam z niecierpliwością.
Aha! Ja również zapisuję się do chórku ;)
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: 06.09.07, 5:31PM Temat postu: |
|
|
Oczywiście, postaram się wrzucić w sobotę kolejny odcinek :) Trzymajcie kciuki :)
EDIT:
Jak widzicie, z trudem, bo z trudem, ale się udało :) Bez zbędnych komentarzy,wrzucam kolejną część :)
_____________________________________________________
[b]Odsłona Czwarta - Przystosowanie[/b]
[i]Stała na stopniach Plebanii w złotawej poświacie słońca. Patrzyła z niedowierzaniem w twarz Waltera, przez cały czas rozważając jego słowa.
- Rozumiem... - szepnęła jedynie, wbijając wzrok w ziemię.
Una nigdy nie była zbyt rozmowna. Należała do grona ludzi patrzących, zaglądała w duszę, co wystarczyło za wszystkie słowa.
- Obiecuję, że wrócę... - odparł chłopak. - Chociaż nie wiem, czy w nowym świecie znajdę jeszcze dla siebie miejsce...
'Nikomu nie będzie łatwo pogodzić się z rzeczywistością, Walterze...' - przemknęło jej przez głowę.
- Będę tu... Zawsze... - dodała, rumieniąc się gwałtownie.[/i]
*
Una otrząsnęła się ze wspomnień. Nie powinna na nowo roztrząsać wcześniejszego życia. Wojna dobiegła końca, przynosząc ze sobą zarówno straty, jak i zyski. Należało się z tym pogodzić.
- Przypominam ci kogoś? - do uszu dziewczyny dobiegł głos Filipa.
Policzki Uny spłonęły krwawym rumieńcem. Przez dobry kwadrans wpatrywała się w tego młodego człowieka jak zahipnotyzowana, nic więc dziwnego, że w końcu to zauważył i wzbudziło to jego irytację.
- Przepraszam... - rzuciła nieśmiało. - Ja tylko...
- Ty się mnie boisz, prawda? - zapytał bez cienia dawnej ironii, do której przez cały czas swojego pobytu w Toronto zdążyła przywyknąć.
- Wydaje się panu...
- Uwierz mi, znam się na ludziach, większość służby traktuje mnie jak grozę wcieloną. Nie mogę ich za to winić, sam przyczyniłem się do takiego osądu... Ciebie jednak polubili...
'W końcu jestem jedną z nich...' - pomyślała Una.
- Na ogół, ludzie mnie męczą... - ciągnął Filip. - Kobiety w szczególności. Przeważnie nie potrafią utrzymać języka za zębami, kiedy tylko znajdą wymarzoną partię, wdzięczą się do niej bez litości... Ty jesteś inna, Uno...
- Do czego pan zmierza? - wtrąciła nieśmiało.
- Wyrażam tylko swoje uznanie... - młody Grey na nowo przywdział maskę ironii. - Rzadko mi się to zdarza, więc powinnaś być wdzięczna... Kobiety doskonale potrafią dziękować... - uśmiechnął się nieprzyjemnie.
Znowu pokazał jej swoje miejsce. Po raz kolejny zdeptał jej uczucia. Una miała ochotę się rozpłakać, jednak wiedziała, że tym sposobem tylko pogorszy sprawę. Musiała być dumna... Musiała...
- Czy ma pan ochotę wyjść na słońce? - starała się tak modulować głos, by nie zdradzał on emocji.
- Wyjść?! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego,co mówisz?!... - zdenerwował się. - Czy ja wyglądam na człowieka, który może gdziekolwiek wyjśc o własnych siłach?! Wszystko przez ten... - urwał gwałtownie, wbijając wzrok w ścianę.
Una skurczyła się w starym fotelu. Co takiego jest w tym dziwnym człowieku, że raz się go bała, a raz była skłonna nawet polubić? I dlaczego to właśnie jej wyrzucał swoje żale do całego świata?
[i]' Płacą ci za to, Uno...'[/i] - przemknęło jej przez głowę. - [i]'Musisz być dzielna...'[/i]
*
[i]- Wiesz, co pomaga mi przetrwać, kiedy zbiera mi się na płacz, albo nieznośnie ciąży odpowiedzialność? - zapytała ją pewnego dnia Rilla. - Przypominam sobie swoje postanowienie bycia bohaterką... - uśmiechnęła się lekko.
- Każda kobieta podczas wojny musi nią być... - odparła Una. - Och, tak bardzo chciałabym mieć odwagę Flory!
- Ty też masz w sobie siłę, Uno... - najmłodsza pociecha Blythe'ów poklepała dziewczynę po ramieniu. - Nie rozpaczasz, nie histeryzujesz... Po prostu, robisz swoje... A to się liczy...
- Nie wiem, jak to wytłumaczyć, Rillo, ale od pewnego czasu czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce... - palce dziewczyny zacisnęły się na szydełku.
- Niepokój kobiet walczących... - podsumowała panna ze Złotego Brzegu. - Panna Oliver coś o tym wie... A moja mama? Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie... Lecz o czym innym możemy teraz myśleć, jak nie o wojnie?
- Ty masz przynajmniej Jasia... - wtrąciła Una. - Ja jedynie snuję się po opustoszałym domu... Czasami, kiedy szczęśliwie udaje mi się czymś zająć myśli, spotykam ojca z poszarzałą twarzą i podkrążonymi oczyma i to wszystko wraca ze zdwojoną siłą... Wiesz, co ostatnio zrobił Bertie?
Rilla pokręciła przecząco głową.
- Razem z Johnny'm McAlisterem zza portu bawił się w wojnę... Kiedy ich zobaczyłam, moja wyobraźnia zaczęła pracować w przyspieszonym tempie. Po kilku minutach już nie widziałam Bertiego, ale Karolka z karabinem w ręce, a Johnny był tym, w którego stronę później mój brat oddał strzał...
- Ostatnio we śnie widziałam Waltera... - odparła w zadumie Rilla. - Był taki... szczęśliwy...
Una mimowolnie zadrżała. Przed dwoma dniami także o nim śniła.
- Uno, to był znak... Wojna niedługo dobiegnie końca i nasi chłopcy wrócą do domu! - oczy panny Blythe błyszczały.
Za oknem wiatr na nowo zaczął zawodzić, bijąc suchymi gałęziami o szyby.
Następny dzień przyniósł wiadomość, że Walter Blythe został zabity.[/i]
*
Wysoki mężczyzna w wypłowiałym od słońca mundurze spoglądał na Unę z ciekawością. Jego ciemna, choć nieco poprzetykana srebrnymi nitkami czupryna i niebieskie, natchnione oczy tak bardzo przypominały jej Waltera... Była niemalże pewna, że to on i już, już miała zawołać jego imię, kiedy ubiegła ją nieznajoma, dobrze ubrana kobieta, zbliżająca się do mężczyzny tak szybko, na ile pozwalały jej krótkie nogi.
- Arturze! - zawołała z wyrzutem. - Przecież mówiłam ci, żebyś na mnie zaczekał! - wsunęła rękę pod ramię żołnierza.
Parę sekund później, para zniknęła z oczu panny Meredith, która z głośnym westchnieniem skierowała się ku cienistemu parkowi. Miała wolną godzinę i chciała ją wykorzystać, czytając listy z domu, które nadeszły tego ranka. Nareszcie, po dwóch tygodniach oczekiwania!
[i]' (...) życie w Złotym Brzegu powoli wraca do normy...'[/i] - pisała Rilla. [i]- ' Co prawda, nigdy już nic nie będzie takie samo, jednak musimy wierzyć, Uno... Wiem, że Jim, Jerry, Karolek i Walter walczyli właśnie o to. Nie tylko o wolny kraj, ale i o nasz uśmiech i siłę, które pomogą nam teraz zbudować nowy, lepszy świat. Długo musiałam do tego dochodzić, ale miałaś rację, moja droga. (...) '[/i]
I Rillę zmieniła ta wojna. Una nigdy nie przypuszczała, że tak się z nią zżyje przez te kilka lat. A jednak. Teraz najmłodsza panna Blythe została jej powiernicą... Una rozmawiała z nią szczerzej niż z Florą, ponieważ Rilla wiedziała, co boli najmocniej i świadomie nie poruszała palącego tematu. Flora wręcz odwrotnie, na swoją obronę mając tylko niewiedzę o prawdziwych uczuciach Uny. Panna Meredith nie widziała już sensu uświadamiać Flory. Walter odszedł, więc tajemnica pozostanie tajemnicą. Nie chciała, by się nad nią litowano...
***
[i]'Tak bardzo wszystko się zmieniło...'[/i] - pisała w swoim pamiętniku Una. [i]- ' Obiecywałam sobie, że rozpocznę nowe życie, jednak po tych kilku tygodniach, które minęły od mojego przyjazdu do Toronto, uświadomiłam sobie, jak płonne były to nadzieje... Czy jest jeszcze miejsce dla małej Uny w tym pełnym powojennego chaosu świecie? Ale nie będę się więcej skarżyła. Przyrzekłam 'zachować wiarę' bez względu na wszystko. Nie zawiodę Cię, Walterze...[/i]
- Skryta z ciebie dziewczyna... - Filip wpatrywał się w dziewczynę już od dłuższego czasu. - Praktycznie,nic o tobie nie wiem...
Czyżby to była subtelna aluzja, albo chęć nawiązania rozmowy? Panna Meredith nie była tego do końca pewna, jak zresztą niczego, odkąd zjawiła się w tym dziwnym domu. Tu wszystko zdawało się być inne...
- Niektóre sprawy trzeba umieć rozgraniczyć... - odparła, rumieniąc się lekko. - A do zwierzeń w sam raz nadaje się papier...
- Wychodzę z założenia, że jeśli młoda dama spisuje swoje wspomnienia, to wyłącznie w zamiarze późniejszego pokazania ich komuś... - drążył.
- Jest pan bardzo pewny siebie... - podniosła się z fotela,kierując ku drzwiom.
- Poddajesz się? - zakrzyknął za nią.
Una uśmiechnęła się nieśmiało.
- Zostawiam panu tą kwestię do rozważenia... - odparła.
- To dobrze, bo niezmiernie lubię zagadki... - rzucił z ironią.
Una ze zdumieniem stwierdziła, że słowa Filipa wcale jej już tak nie raziły. Zaczęła doceniać jego chwilami cyniczne poczucie humoru.
[i]'Biedny człowiek... Chyba moja obecność w tym miejscu nie ograniczy się jedynie do opieki pod względem fizycznym... Spróbuję uleczyć jego duszę...'[/i] - postanowiła sobie panna Meredith. -[i]'Kto wie, może wzajemnie sobie pomożemy? W końcu i ja ciągnę za sobą pewien bagaż, a ciągłe udawanie, że wszystko jest w porządku do niczego dobrego nie prowadzi... Tak... Wprowadzę w smutną egzystencję Filipa nieco słońca. Niech przegoni wreszcie tą okropną zimę panującą w jego sercu... Może sam fakt bycia potrzebną wyzwoli i mnie? Jestem pewna, że tego chciałby dla mnie Walter...'[/i]
Una przymknęła oczy. W marzeniach widziała wysoką, męską postać o ciemnych włosach zwichrzonych wiatrem. Ciepły uśmiech na twarzy chłopaka... Przyjacielski buziak w policzek tuż przed jego odjazdem... Zapomniany tomik poezji, który ofiarował jej na pamiętnym pikniku w Dolinie Tęczy... Tysiąc i jedno drogich wspomnień, które chyba na zawsze będzie przechowywać w pamięci...
Tęsknota znowu zaczęła rozdzierać serce dziewczyny. Teraz jednak już tak nie bolało... Una z niejakim przerażeniem skonstatowała, iż zaczyna zapominać o cierpieniu... Że niewidzialna ręka przewróciła gęsto zapisaną stronicę księgi, a magiczne pióro zaczynało pisać kolejne wersy tej dziwnej historii zwanej życiem.
Panna Meredith na chwilę tylko zboczyła z obranego kursu, teraz na nowo podjęła wędrówkę. Karawana ruszyła dalej...
Wielkimi krokami nadchodziły zmiany...
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 08.09.07, 3:29PM, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 08.09.07, 3:11PM Temat postu: |
|
|
Rillo, to było...cudowne...niesamowite! Uwielbiam Twoje opowiadania! Ach, ten dreszczyk, kiedy zaczynam czytać, zastanawiając się, co przyniesie następne zdanie! :)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 08.09.07, 5:44PM Temat postu: |
|
|
Kurcze,Rillo,ja już niewiem co pisać.Ciągle się powtarzam...
Twoje opowiadanie jest poprostu CUDOWNE !!!!!
Bardzo,bardzo mi się podoba.Jestem bardzo ciekawa co się potem wydarzy.Już z niecierpliwością wyczekuję kolejnej soboty... ;).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 08.09.07, 5:48PM Temat postu: |
|
|
Dzięki,Angelu :)
Uroczyście informuję,że kolejna część już się pisze :)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 08.09.07, 9:31PM Temat postu: |
|
|
Dołaczam się w każde słowo pochwały. Te opowiadania są naprawdę niesamowite! Badzo przyjemnie się je czyta. Och, i ąż czuję, ile serca w nie włozyłaś...
Masz w sobie dar, więc pielęgnuj go :)
Czekam na następną sobotę i serdecznie pozdrawiam!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 14.09.07, 6:35PM Temat postu: |
|
|
Z przykrością informuję, że nowy odcinek może się jutro nie pojawić ze względów osobistych autorki :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie ten poślizg...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szymon
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 1196
Przeczytał: 0 tematów
Płeć:
|
Wysłany: 15.09.07, 7:51AM Temat postu: |
|
|
Rillo to opowiadanie jest wprost cudowne!
Co do poślizgu to jest nam trochę przyko :P No ale jakoś to przeżyjemy!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 15.09.07, 2:56PM Temat postu: |
|
|
Jaka szkoda... Ale mam nadzieję, że już niedługo się pojawi ^^
Poza tym jest nadzieja - Rilla napisała "może" ;)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 23.09.07, 6:36PM Temat postu: |
|
|
Rillo ożywiłaś moją duszę! Dzięki Twoim opowiadaniom ten smętny i długi dzień stał się barwniejszy! Chyba nie muszę pisać, iż to opowiadanie jest wspaniałe, poruszające i porywające bo Ty juz o tym wiesz! Proszę o następne :mrgreen:
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|