|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 2:47PM Temat postu: Spod pióra Edyty ;) |
|
|
Zdecydowałam się założyć swój temat i pisać w nim różne historie :) Pierwsza wprawdzie związana jest z serią o Ani, ale jak bardzo - to już wy możecie ocenić. Prezentuję pierwszy odcinek. Mam nadzieję, że się wam spodoba ;)
Marilla w Kanadzie
Nastał pierwszy świt sierpnia roku 2008. Blade słońce ociężale budziło się ze snu. "Starzeję się" - pomyślało z apatią. "Ludzie już mnie nie doceniają. Kiedyś wyznaczali czas, wpatrując się w moją jasną tarczę. Teraz nawet nie przysiądą na chwilę, by popatrzyć na mnie, gdy skrywam się za horyzontem..."
Marilla leżała w łóżku, rozmyślając o wczorajszej rozmowie z rodzicami. Rozmowie? Chyba raczej kłótni.
Bo najmłodsza pociecha państwa Fordów nie lubiła z nimi rozmawiać o nudnych i abstrakcyjnych sprawach. Wyjazdy? Podróże? Marilla nie chciała o nich słyszeć. Tu, w Krakowie czuła się najlepiej. Mogła spotykać się z Anitą, Izą czy Zbyszkiem (którego lubiła bardziej niż bardzo), urządzać imprezy albo zapraszać całą szkołę na grillowanie w ogrodzie, gadać z dziewczynami podczas lekcji z panią Nowak, która odchodziła od zmysłów, chcąc zainteresować klasę tematem.
Ale nie. Ten ostatni miesiąc wakacji spędzi z dala od ukochanego towarzystwa. Wyjedzie z rodzicami, którzy pragną, aby ich córka "poznała swoje korzenie"... Jasne. Będzie się nudzić na końcu świata w Avonlea, potem każą jej zajmować się ogródkiem w Glen. Świetnie. Lepiej być nie mogło.
CDN
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 11.07.08, 4:13PM, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 3:15PM Temat postu: |
|
|
Zaczyna się ciekawie, Edyto. Ja na razie nie mam weny ale widze, że ty nie próżnujesz. ;) Powodzenia w dalszym tworzeniu :D
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 11.07.08, 3:16PM, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 3:17PM Temat postu: |
|
|
Dziękuję, Sissi :) Mam nadzieję, że w moim przypadku to wszystko nie okaże się słomianym zapałem, a i tobie życzę natchnienia! ;)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 3:21PM Temat postu: |
|
|
Słomiany zapał...ha, jak ja dobrze to znam. Prawie ze wszystkim tak u mnie jest, ale na szczęście po pewnym czasie zapalam się znowu, a ten płomień często jest wówczas jaśniejszy. Jeszcze raz POWODZENIA w dalszym tworzeniu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 4:05PM Temat postu: |
|
|
Edyto, ciekawe, mimo, że bardzo krótkie. Mam nadzieję, że będziesz pisać dalej :)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 4:09PM Temat postu: |
|
|
Dzięki, dziewczyny, za miłe słowa :P Postaram się napisać ciekawy - albo i nie ;) - ciąg dalszy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 4:19PM Temat postu: |
|
|
Na pewno będzie ciekawy :)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 5:20PM Temat postu: |
|
|
Bardzo ciekawe opowiadanie, tyle, że szkoda, że takie krótkie. Czekam na dlaszy ciąg.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 11.07.08, 6:12PM Temat postu: |
|
|
Ja również przyłączam się do próśb o dłuższy kawałek tekstu. Wtedy będę mogła wyrobić sobie o nim (dobre) zdanie ;)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 14.07.08, 12:59PM Temat postu: |
|
|
Oto ciąg dalszy "Marilli w Kanadzie". Mam nadzieję, że spotka się z waszym uznaniem ;)
Marilla w Kanadzie
Dwa tygodnie później Marilla Ford wraz z rodzicami - Johnem i Alicją przemierzała powozem drogi Wyspy Księcia Edwarda. Sierpień nic sobie nie robił z jej naburmuszonej miny i pokazywał ludziom jak tez potrafi przystroić świat. A trzeba przyznać, że udawało mu się to znakomicie! Słońce wprawdzie przypiekało mocno, ale jakże chłodne, jak orzeźwiające były w tym czasie wesołe źródełka i czyste potoki! Człowiekowi zdawało się, że niespróbowanie choćby łyczka pochodzącej z nich wody groziłoby żalem z tego powodu, zniszczyłoby całe wakacje i spokój! Zdarzali się, głównie wśród przyjezdnych, ludzie nieufni i ostrożni - zbyt nieufni i ostrożni, by skosztować leśnej wody - i przypłacili to zmarnowaną szansą spróbowania napoju niezwykłego, pierwotnego, zachwycającego w swej prostocie. A byli tak blisko!
A poza tym... Rodzinne strony Johna Forda miały w sobie taki urok, tak bardzo urzekały swoim wiejskim pięknem! Pan Ford rozglądał się, myśląc z czułością, że tak niewiele tu się zmieniło! Avonlea... Ta kochana wioseczka, pełna życzliwości i pogodnych twarzy... Przechowująca niczym królewski skarb stare tradycje i wspomnienia...
Wspomnienia. John aż westchnął, przypominając sobie dzieciństwo, te beztroskie lata, wypełnione nadzieją, marzeniami i spokojną pewnością. Pewnością, że zawsze będzie dobrze...
Uśmiechnął się, gdy przed oczami stanęła mu wyraźnie psia buda, wykorzystana dawno temu jako kryjówka, kiedy bawił się w chowanego z Fredziem i Suzie... Pan Ford był wtedy małym Johnym i nie przewidział, że do budy powróci pies... John wiedział, iż cudem dotrwał do dorosłego życia zdrowy i wesoły, ale nie rozpamiętywał swojej głupoty i lekkomyślności. Przecież nic się nie stało...
Ach, Avonlea! Ta miła miejscowość tak droga była jego sercu! Zostałby w niej do końca życia, ale...
W wieku dwudziestu lat spotkał w Charlottetown* osiemnastoletnią wówczas Alicję Pacholik i pokochał ją natychmiast uczuciem gorącym, pełnym oddania i troski. Nie tracił czasu - wkrótce zostali dobrymi znajomymi. Alicja jednak po trzech tygodniach zdecydowała się wrócić do swojej ojczyzny - Polski. John oświadczył się jej...
- chyba żartujesz! - wyśmiała go. - Zaręczyny po trzech tygodniach znajomości?
- Ale przecież wiadomo, że nie weźmiemy ślubu od razu - tłumaczył biedny John. - Poczekamy aż będziesz pewna swojego uczucia...
- Jakiego uczucia? - przerwała mu Alicja. - Ja przecież nic do ciebie nie czuję. I co to za brednie - zaręczyny bez wcześniejszego chodzenia ze sobą! Nie żyjemy w dziewiętnastym wieku, prawda?
John Ford odczuł ten cios dotkliwie, ale nie zrezygnował z ukochanej. Pojechał za nią do Polski, przez wiele lat zbliżał się do niej, aż wreszcie zgodziła się na małżeństwo. Nigdy jednak nie przestała się śmiać z jego pierwszych oświadczyn - i, mimo że jej śmiech był życzliwy, John zawsze odczuwał z tego powodu ból w sercu.
Bo prawdą było, że wioska Avonlea niewiele się zmieniła od czasów pierwszej osoby z rodziny pana Forda, która zamieszkała w tej miejscowości - czyli od czasów Anny Shirley. Mimo, że i tu wtargnęły telefony komórkowe, Internet czy odtwarzacze MP3, to dawna atmosfera spokoju, wytchnienia i ciepłych uczuć nie została jeszcze pokonana przez nowoczesność. Wciąż organizowało się tu pikniki dla dzieci ze szkółki niedzielnej, można było spotykać się z przyjaciółmi na zebraniach różnorakich kół i organizacji oraz chodzić z nimi do starego prezbiteriańskiego kościoła - i, co najważniejsze - można tu było czuć przyjazną dłoń sąsiada, śmiech małego dziecka, poczciwe spojrzenie starszej kobiety... Ale czy to źle, czy to źle, że czas stanął tu w miejscu?
"Jak tu pięknie!" - myślał John Ford, podczas gdy powóz wjeżdżał na Zielone Wzgórze. "Jak tu pięknie! A Marilla tego nie widzi!"
*Zmieniłam Charlestown na Charlottetown, które miałam na myśli od samego początku. Charlestown to pomyłka, a jej przyczyną jest zapewne Charleston z "Przeminęło z wiatrem" ;)
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 16.07.08, 12:47PM, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|