Forum forum usunięte Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Z głową w chmurach, czyli bajki nie do końca dla dzieci...
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: 17.09.08, 5:33PM    Temat postu: Z głową w chmurach, czyli bajki nie do końca dla dzieci...

Moje "prace" są charakterystyczne. Nazwałabym je właśnie bajeczkami, które nie zawsze i nie wszystkie dzieci potrafią zrozumieć (czasami i ja mam z tym problem.).

Może zacznę od szczególnego opowiadania, które powstało dla szczególnego człowieka, na krótko po tym, gdy odszedł na zawsze... Historia ta jest bardzo osobista i niemniej ważna dla mnie.


[b]TO[/b]

Już nawet nie pamiętam, jaki był początek. Wdaje mi się, że w takich sytuacjach jest to tak- po prostu. Przez przypadek. Czy to jednak dobrze rozmyślać po raz któryś z kolei o tym, co było? Przecież i tak sobie nie przypomnę- odchodząc, obiecał, że zajmie się wszystkim, żebym się nie martwiła, bo tęsknic nie będę. Obiecał i tak zrobił, tylko... Czemu wciąż pamiętam? Czy coś mu się stało?- Wyszłam z kuchni z dwoma kubeczkami herbaty malinowej. Mieszkanie było przeraźliwie ciche i zimne. A może po prostu za wielkie? Zbyt olbrzymie dla jednej kobiety ze wspomnieniami. Postawiłam na stoliku wciąż parujące kubeczki, poprawiłam poduszki na łóżku, odkryłam kołdrę. Po chwili już byłam wygodnie ułożona i gotowa do..? Samotnego spędzenia wieczoru. Spojrzałam raz jeszcze na kubeczki. W pokoju unosiła się słodka woń malin- tak, to było to, co on lubił najbardziej. Znów poczułam to dziwne ukłucie w klatce piersiowej- czemu wciąż robiłam tyle rzeczy „podwójnie”? Podniosłam się z poduszek, by wylać tę zbędną herbatę. A jednak nie wiedzieć czemu nie mogłam tego zrobić. Machnęłam ręką:
- Niech stoi do rana, może przez nią Świat się nie zawali.- powiedziałam na głos, jakby zwykle Świat zawalał się przez zbędne malinowe herbatki. Włączyłam telewizor. Strażnik Teksasu wciąż ganiał jakiegoś przestępcę. Niech gania, co mu będę przeszkadzać? Pociągnęłam łyk gorącego napoju. Nie... Nie podoba mi się jednak... Pstryk! O tak lepiej! Jakieś gwiazdki prześcigają się, która lepiej zatańczy. Tak, to jest lepsze od gadających wciąż polityków. On też tego nie lubił. Oczy kleją mi się coraz bardziej i bardziej, jednak zasnąć nie mogę. Tak, to mieszkanie jest zbyt wielkie dla mnie jednej...
Wracam myślami do tamtego wieczoru.
Jaki był początek tej całej historii... Tak! Już wiem! Przetrząśnięcie mieszkania! To było po tym, gdy odkryłam znikniecie pudełka po butach, apaszki, czystych ściereczek kuchennych, waty, literatek, małej mineralki i- co najważniejsze drugiej już paczki „slanych tyček” . Może i machnęłabym na to ręką, obarczając winą moje roztargnienie, jednak owych paluszków przeżyć nie mogłam. Gdyby to chociaż precelki były!
Poszukiwania zaczęłam od piwnicy. Może to i niedorzeczne- teraz to widze- ale pomysł ze szczurami wydał mi się najrozsądniejszy. Jak łatwo się domyśleć, nie znalazłam nic.
Później przyszła pora na przedpokój, sypialnio- gabinet, salonik i... kuchnię.
- Byłaś wykończona. Pamiętam, jak oparłaś się o tę szafkę.
- Tak, masz rację, padałam z nóg. Oparłam się o szafkę. Coś w niej zabrzęczało. Otworzyłam ją uzbrojona w miotłę, spodziewając się szczura. Ale...
- Ale ujrzałaś mnie.
- Niezupełnie. Ujrzałam bałagan. Wszystkie Moje zaginione rzeczy w strasznym rozgardiaszu.
- No wiesz co!
- Nie przerywaj mi, dobrze?
- Przepraszam...
- Więc ujrzałam wszystkie moje zguby. A zza pudełka po butach dochodziło dziwne skrzeczenie, przerywane odgłosem chrupanych paluszków.
- I krzyknęłaś: „mam cię”!
- Tak, krzyknęłam „mam cię ohydny szczurze!”
- Jak mogłaś myśleć, że jestem szczurem?
- Mogłam. Zaraz zresztą wyprowadziłeś mnie z tego błędu. Nie wiem, które z nas zaczęło krzyczeć pierwsze. Ty, czy ja...?
- Chyba to była nasza pierwsza wspólna rzecz...
- Tak... Ale co byś zrobił na moim miejscu? Wyobraź sobie- w twojej własnej, prywatnej kuchennej szafce znajdujesz TO. Żebyś przynajmniej jeszcze jakoś wyglądał?
- To znaczy, gdybym był podobny do króliczka, albo pieska?
- Mógłby być już kotek, ale nie żaba! Wielka, zielona żaba!
- Wypraszam sobie! Wcale nie bylem żabą!
- Ale wyglądałeś jak ona?
- No może odrobinę...
- Sam widzisz... Za to teraz całkiem całkiem... Ładnie ci w tej niebieskiej koszuli. Wiesz... Nawet Twoja skóra wydaje się mniej zielona... Szkoda, że rano jak zwykle zapomnę, co mi się śniło...
- A co ci się będzie śniło?
- Nie zaczynaj znowu, proszę cię. Jesteś tylko wytworem moich wspomnieniem. Za moment znikniesz. Wiesz o tym tak, jak ja.
- A może nie...?
- I po co to mówisz? Przykro mi będzie. A swoją drogą, nawet nie zauważyłam, że zasypiam. Nie śmiej się tak!
- Przecież się nie śmieję! Ała! Za co to! Wiesz jaka twarda ta poduszka?
- Nie moja wina. Wracając jednak do owego dnia. Co sobie pomyślałeś?
- Że mam cholernie wielkiego pecha. Trafiłem na Rąbniętą Ziemiankę. Gorzej chyba nie mogło być.
- Eh... Już od początku miałeś o mnie takie zdanie? A ja sądziłam... Nieważne zresztą. A pamiętasz, jak znalazłam cię całego w keczupie? Wycinałeś na prawdę idiotyczne numery!
- A ty zawsze taka spięta byłaś.
- Nie spięta, tylko poważna! Taka, jaką powinna być każda dorosła istota.
- Głupstwa pleciesz! To że co, że ja niedorosły byłem?
- Zachowywałeś się jak dzieciak!
- A Ty za to jak stara zgrzybiała baba!
- Może masz rację...
- Nie może a na pewno!
- Jak zawsze zarozumiały!
- Jak zawsze czepliwa!
- Wiesz co, jesteś niemożliwy. Jak się cieszę, że rano nic nie będę pamiętała... Nadal używasz owocowej wody kolońskiej?
- Widzisz, jeszcze mi nie przeszła fascynacja tymi waszymi owocami. A mówiłaś, że bardzo zmienny jestem.
- A nie? To, że wciąż lubisz zapach wiśni niczego jeszcze nie dowodzi. Wiesz, że czasami brakuje mi Ciebie... Tego twojego poczucia humoru, szybkości w podejmowaniu decyzji. Czasami i marudzenia. Hmm... To było takie dziwne uczucie. Czasami byłeś niczym niesforny dzieciak, a czasami wspaniały, wyrozumiały przyjaciel. I przyrządzałeś do tego wspaniałe klopsiki. Spoglądasz już na zegarek. Wiem, co chcesz przez to powiedzieć. Ale posiedź jeszcze przez chwilę. Ty nie wiesz co to znaczy tęsknić. Tam, gdzie jesteś nie ma tego. Inny wymiar...
- Nie ma. Ale nie martw się. Kiedyś i Ty tu do mnie przyjdziesz.
- Weźmiesz mnie ze sobą?
- Tak. Ale jeszcze nie teraz. Musisz jeszcze poczekać.
- Obiecujesz?
- Tak. Ale Ty obiecaj mi, że nie będziesz tęskniła. Że poczekasz. Ja przyjdę.
- Obiecuję. Teraz musisz już iść?
- Tak.
- Ale wrócisz? Już niedługo? Prawda...?
- Wrócę. Kiedy przyjdzie czas. Zobaczysz.
- Kiedy?
- Gdy będzie ku temu najlepsza pora. Nie płacz już więcej. Zawsze będę przy Tobie. Pamiętaj o tym. Wrócę. Żegnaj.
- Żegnaj...- powiedziałam czując na policzkach ciepłe krople.


Obudziłam się z tego niespokojnego snu. Za oknem noc powoli ustępowała miejsca porankowi. Śnieg, pierwszy i jeszcze „słaby”, skrzył się delikatnie na parapecie. W pokoju unosił się zapach owoców: malin i wiśni. Po chwili wzrok mój przyzwyczaił się do otulającego mnie mroku. Wpatrując się w fotel, który wyglądał tak, jakby właśnie przed chwilą ktoś z niego wstał. Starałam się przywołać do siebie nocne marzenia. Tak: ten był chyba najbardziej realistyczny. Jaka szkoda, że to tylko wytwór mojej fantazji- myśli, samotnej kobiety... Nie wiedziałam czemu, ale czułam, że to było ostatni raz. Że już więcej Go nie zobaczę. Dopiero, gdy nadejdzie czas. Będę czekać. Jeśli tak musi być, to niech będzie. Opuściłam stopy na miękki dywan. Nie wolno się zamartwiać. Trzeba żyć dalej. Dopóki nie nadejdzie czas. Po drodze do łazienki zerknęłam na telewizor. Nie pamiętałam nawet, kiedy go wyłączałam... Szybki prysznic, makijaż. Śniadanie w biegu, woda na herbatę. Czyste kubeczki na wieszaku i owocowy zapach...


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 26.09.08, 7:41PM, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 28.09.08, 9:31PM    Temat postu:

Devinirko, to jest dobre. To jest świetne.

Ciężko to skomentować, bo jakoś wymyka się słowom. Nie da się napisać: "Dialogi dobre, postaci wiarygodne", bo tu nie o to chodzi. Ten tekst to nie dialogi i postaci, to jakaś głębsza myśl, tajemnica, uczucie, przeżycie...

Wiedz, że Twoje bazgroły nie są okropne ;) Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że umieścisz ich jeszcze dużo, dużo, dużo...
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 29.09.08, 9:42AM    Temat postu: Smok

Martynko! Cieszę się bardzo, że komuś się to podobało! :)
Moje opowiadania nie są aniowe. Kiedyś, dawno temu próbowałam naśladować styl Maud, ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu- nie będę nigdy drugą Montgomery, Asrid, czy Musierowicz. Mogę być sobą co najwyżej.
Teraz, opowiadania będę dzielił na mniejsze części. Nie mają one swojego zakończenia, ani głównego wątku. To wszystko zależy od tego, jaki mam nastrój.


A oto [b]Smok[/b] (najprawdziwszy! Jak mamę kocham! Ostatni żyjący egzemplarz!)
cz. I

Zamek był wielki i posępny... Nie można też zapomnieć, że był na pustkowiu... Całkowitym pustkowiu, otoczony wielkimi i nieprzebranymi bagnami. A nad nim latały sępy...? Tak! Całe masy sepów, a z daleka było już widać wysokie i szczupłe wieże.
Nie... To bez sensu. W taki sposób do niczego nie dojdę... Miała być bajka, a co jest? Za moment pewnie wyskoczy piękna królewna, uwięziona przez złą macochę w wieży. I krasnoludki. Tak- zwyczajowo siedmiu. Eh.... i o czym tu pisać? Wszystkie tematy rozdane...
A może by tak...? Hmm... Tak! Zdarzyło się to jakiś czas temu- wiem, stryjenka brata ciotki od strony babci mamy opowiadała. Jak mówiłam, zdarzyło to się jakiś czas temu, w Królestwie O Dziwnej Nazwie...
Zamek wcale nie był wielki. Nie był nawet duży, ale za to urządzony z gustem. To znaczy byłby urządzony z gustem, gdyby nie pozakrywane folią wszelakie urządzenia użytku codziennego. Wszyscy cisnęli się w kilku pomieszczeniach, klnąc pod nosem na Królową- pedantkę. W tym miejscu powinnam chyba powiedzieć, że tylko jedna persona na dworze posiadała własną komnatę. W najwyższej wieży... No dobrze- przyznaje się już- nie było tam zbyt wielkiego wyboru wież, tak wiec na szczycie tej, która akuratnie była, pomieszkiwał sobie Smok.
Smok, jak to bywa był zielony. I miał skrzydła. Nieduże, ale zawsze swoje własne- kto nie ma, wie co to znaczy być bez skrzydeł. Ale wracając do tematu, smok mimo skrzydeł prowadził osiadły tryb życia, ze względu na reumatyzm, bardzo rzadko schodził z wieży, co też niesłychanie cieszyło Królową (kto miał choć przez krótki czas szwendającego się po zamku Smoka, ten wie, co czuła nasza Królowa).
Czy Pani Zamku była jędzą...? Trudno to powiedzieć... Może miała trudny charakter, zniewieściałego męża, trudne dzieciństwo... A może wszystko razem- jak już wspomniałam, trudno jest stwierdzić. W każdym bądź razie przebywanie z nią dłuższy czas w jednym chociaż pomieszczeniu było niemal karą. Już kilkuletnie brzdące matki straszyły słowami: „Bądź grzecznym chłopcem synku, bo odwiedzisz Królową...”, lub: „Córciu zachowuj się jak dama, albo pójdziesz na nauki do Królowej”. Przeważnie groźba ta starczała, aby przywołać niesforne dziecko do porządku. Można więc sobie jedynie wyobrażać, co czuł nieszczęsny Królewski Małżonek, znany w środowisku jako „Kró-Le-Wiątko”.
Wszyscy chyba wiedzieli, że gdy nie można znaleźć nigdzie Króla, należy szukać go w owej wieży. Był bowiem niepisany zwyczaj, że Królowa ledwie tolerująca swego zielonego lokatora bardzo rzadko zjawiała się nań (no chyba, że w czasie Wielkiego Sprzątania- był to czas niemałych tortur dla każdej niemal osoby w Zamku).
Smok właśnie odbywał swoją codzienną przechadzkę... wokół stołu oczywiście (wspomniany już reumatyzm). Jak zawsze przy przechadzce prowadził bardzo ciekawy monolog:
-Taak... Zamknęli mnie na tej wieży i co? Każą siedzieć! Nic się nie dzieje! Nuuudnooo! Tylko ta gazeta od czasu do czasu! Jakby jeszcze jakąś dziewicę przysłali... Albo rycerza chociaż! Można by w szachy, czy bierki pograć... A tak? Nic! Samemu muszę siedzieć! Nie dbają nic o mnie! Zapomnieli!- chodziłby nasz Smok może i jeszcze dookoła okrągłego stołu, w swej okrągłej komnacie, gdyby nie przeraźliwy huk na dole, głośny stukot na schodach, ryk i otwarcie przeraźliwie skrzypiących drzwi do komnaty. Smok stał tyłem do wejścia- nie musiał się odwracać by wiedzieć kto to. Westchnął tylko głęboko...
(cdn.)


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 29.09.08, 9:46AM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 29.09.08, 7:57PM    Temat postu:

[i]Smok[/i] jest rewelacyjny! A ten ironiczy humor! Uwielbiam takie wtrącenia! Czekam na ciąg dalszy! :D Świetne!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.09.08, 7:17AM    Temat postu:

Śliczne devinirko... Masz wielki talent! Rzeczywiście całkowicie zgadzam się z Marigold, ten ironiczny humor jest świetny. Naprawdę nie wiem co jeszcze napisać... Może po prostu: "Pisz dalej"!
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 30.09.08, 9:25PM    Temat postu:

Cieszę się, że mój Smok kormus się podoba (tym bardziej, że sama go wykarmiłam- wiecie, co to znaczy trzymać w szafie smok? Ale cóż miałam robić- skoro przygarnęłam psa, chomiki i ptaka, to i bezdomnego Smoka musiałam... ;) ). Do talentu to daaalekooo mi, że ho! Ale to nic- jak na razie i grafomania mi się nawet podoba. Bylem tylko innych nie męczyła ;)


[b]Smok[/b] (ten, co to właśnie uśmiecha się przez szparę od szafy)
cz. II

-I żebyś mi tu więcej nie wracał! Ty łamago jeden!- grzmiało gdzieś z dołu. Trzask zamykanych drzwi i cichutki pisk zmusił Smoka do odwrócenia się:
-Smoku... Smoku...- Szeptał niski chłopek-roztropek w papierowej koronie na głowie (widać Królowa nadal uważała, że klejnoty są tylko na ważne uroczystości typu „bal, czy coś tam podobnego”, których niestety w tym królestwie było przeraźliwie mało)
-O Witam Waszą Wysokość. Widze, że małżonka nadal w formie...
-Oh Mój Drogi! Ma małżonka! To jest osóbka! Ma i charakterek i to „coś”. Taak.... Mam ogromne szczęście, że spotkałem takiego kogoś jak ona! I że oczywiście zechciała mnie! To naprawdę cudowne!
-O tak, z pewnością- nie wiadomo czemu Smok przyznał rację swemu rozmówcy z wcale niemałym powątpiewaniem- W takim razie co cię sprowadza do mnie Panie? Czemu nie spędzasz tego czasu ze swą wspaniałą małżonką?
-Ah! Nadszedł już czas „Wielkiego Sprzątania”! Wiesz jak moja Duszka źle to znosi...
-Ależ oczywiście! Nie można jej w tym przeszkadzać- Smok w myślach zaczął kląć, wiedząc, że oto nadchodzi powoli, acz nieubłaganie czas na comiesięczną przechadzkę. Wiele razy zastanawiał się, gdzie mógłby się przenieść. Jednak za każdym razem dochodził do wniosku, że chyba jeszcze aż tak źle nie ma, do tego gdzie by kto chciał grać z nim w szachy? Prędzej prosty lud ganiałby za nim po polu z widłami wrzeszcząc co sił w płucach. Fakt, może to i mała różnica biorąc pod uwagę Panią Tego Domostwa, ale Smok za każdym razem dochodził do wniosku, że lepsze zło znane, niż nowe. Jak na razie mało było osób, które zdawałyby się nie dziwić potrzebą smoków. Z zamyślenia wyrwał go Monarcha:
-Też tak uważam, dla tego wpadłem zapytać się co byś powiedział mój drogi na partyjkę szachów...
-Szachy..? Czy ja wiem...?
-Ależ Smoku! Przecież nie masz nic ciekawszego do roboty- Zielony jegomość już zamierzał odmówić, gdy naraz spojrzał na Króla (to znaczy na tego biednego człowieka, który nie miał się gdzie w chwili obecnej schronić).
-No dobrze. Niech ci będzie Panie. Rozłóż figury, a ja za ten czas zaparzę herbatki malinowej.
-Yhm.. Ale tym razem to ja gram białymi!
-Ty tu jesteś panem!

Wkrótce w całej komnacie dał się czuć słodki zapach owoców, a Smok włączał na swym „sprzęcie” marki „Trombson” najnowszą płytę „Mazrata” Po chwili już obaj panowie siedzieli i zawzięcie grali. Wiadomo, że przy dobrej zabawie czas leci szybciej. Szczególnie, jeśli jeśli ową zabawą są tak bardzo pasjonujące szachy. Nawet nie zauważyli, że płyta trzeci raz zaczęła grać od początku, a za oknem powoli zaczyna zapadać zmrok. Siedzieli by może tak jeszcze i długo, gdyby nie pewien mały, aczkolwiek głośny incydent:
-Staarryyy! Gdzie ty się zaś zapodziałeś do czorta!- Król wstał, podszedł do drzwi, by otworzyć je i z „lekkim” przestrachem w oczach odkrzyknąć:
-Koteczko, co się stało?
-Gdzie ty się podziewasz? Myślisz że co? Trzeba balową wypastować! Chyba nie sądzisz, że będę ręce brudziła? Złaź szybko!- Skończyła się drzeć, po czym trochę ciszej marudziła nadal- ten Smok to istna zaraza! Nic tylko by w te szachy grał, herbatę litrami żłopał i tego Mazrata słuchał! Nienormalny jakiś chyba! Trzeba się go jak najszybciej pozbyć, bo mi chłopa do reszty zdemoralizuje...- Może by i „Koteczka” gderała dalej, ale Król zamknął drzwi, aby pożegnać się z gospodarzem:
-Widzisz Smoku! Moja żonka jest najwspanialszą kobietą na Świecie! Daje mi nawet podłogę wypastować! I to jeszcze gdzie! W balowej! Taki to dobry człowiek. Tak odpowiedzialne zajęcie... Muszę iść. Gdy wrócę jutro, może mały rewanżyk...?

Król zniknął za drzwiami. Przez chwilę słychać było jeszcze jego stąpania na schodach, które też w końcu ucichły. Smok natomiast podszedł do okna, by zanurzyć się w swych własnych myślach...
-Ludzie... Dziwne istoty... Kto Was zrozumie...?

Następnego dnia wieśniacy z niemym przerażeniem w oczach obserwowali przedziwne zjawisko. Oto bowiem na tle zachodzącego Słońca dało się dostrzec wielkiego zielonego smoka z walizką w ręku...
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 05.10.08, 8:30PM    Temat postu:

Świetne... Devinirko zamieść coś jeszcze. Z chęcią przeczytam. W swoich opowiadaniach/baśniach potrafisz wykorzystać ironię i dobór odpowiedniego słownictwa. Pisz dalej :)
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 08.10.08, 2:38PM    Temat postu: :p

Devinirko to to to jest CUDOWNE!!!!!!!! :P
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 08.10.08, 3:43PM    Temat postu:

Devinirko! Bardzo podobają mi się twoje dzieła! :D Masz świetne poczucie humoru! :D Poprostu: CUDNE!!! :D :D :D :D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: 17.10.08, 7:45PM    Temat postu: Fruzia :)

Dziękuję ślicznie za wszystkie miłe komentarze. Odpowiadam dopiero dziś- ostanie tygodnie mam strasznie zalatane, a wieczorami nie wiem zwykle jak się nazywam, a co dopiero inne procesy myślowe... ;)
Cieszę się, że podoba się Wam to, co udało mi się napisać. Dziś może przedstawię coś a la poezję:

Będę szczęśliwą.
Chcę być szczęśliwa,
choćby serce mówiło,
że życie nie jest bajką.
Właśnie dla tego
nie zostawię Szczęścia,
nie puszczę Go.
Gdyby to była
bajka, samo by
się trzymało.
A tak?
Będę Go łapać
i trzymać
jak szalona.
Niczym Ariadna
kłębek nici
nie mogąc uwierzyć
życiu...
[i]
(26 VI 2006)[/i]


I może pierwszą część przygód pewnej królewny...
[b]
[i]Fruzia cz.I[/i][/b]

Fruzia siadła z niemal teatralnym westchnięciem na swym królewskim tapczanie.
- Ile razy mam ci mówić Ilianie, że królewnom nie wypada coś takiego!
- Fruźka! A co ci szkodzi? Przecież i tak się nikt nie dowie!
- Tak? A co by powiedzieli moi poddani, gdyby okazało się, że ktoś mnie widział?- parsknęła ze złością podciągając opadające wciąż różowe skarpetki w zielone serduszka.
- Taak...? Nie chcesz pomóc? Taka ważna sprawa, a ty jak zawsze się wycofujesz!
- Co? Kiedy się wycofałam? Odwołaj to! Ale zaraz!
- A właśnie, ze nie odwołam! Przecież się wycofujesz! A może się boisz...? O jak to ładnie brzmi! Królewna Fruzoldyna boi się żab!
- Nie prawda! Nie boje się! Jestem tak odważna jak mój tata! A on się nie boi niczego!- Ale Ilian już jej nie słuchał. Oto bowiem pędził przez pałacowe korytarze wrzeszcząc ile sił w gardle:
- ”Fruzia boi się żab! Królewna Fruzoldyna to cykor! Boi się żab!”- Mijani przez niego dworzanie zatrzymywali się, by pokiwać z dezaprobatą wielkimi głowami. Fruzia w tym czasie stała wściekła na środku swojej komnaty i tupała głośno swymi drewniakami wykrzykując w szale: „Nie prawda! Ja się nie boję niczego! Jesteś podłym kłamca Ilianie! Nie mów tak! Jestem królewną! Masz mnie słuchać! Bo... bo... bo każę cię uwięzić w lochu i nigdy już stamtąd nie wyjdziesz! Albo każe cię ściąć!”- Nagle jedna zamilkła spoglądając w lustro. Nie, teraz na pewno nie wyglądała jak księżniczka. Złote włoski strasznie potargane, spódniczka przekrzywiona, skarpetki opadłe na rożnych wysokościach, i twarz cała czerwona (z gniewu zapewne). Diadem zsunięty na jedno ucho. Czy tak wygląda prawdziwa królewna? Nie! W takim stanie nikt jej ujrzeć nie mógł! Stanęła przed lustrem, ściągnęła na chwilę diadem z główki, by nie wpadł do wody w chwili mycia buzi. Poprawiła szybko spadające skarpetki (jej ulubione mimo wszystko), przesunięta spódniczkę. Po czym otworzyła drzwi i wydarła się niczym syrena na korytarz...

...[cdn]


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia 17.10.08, 9:01PM, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum usunięte Strona Główna -> Kącik Literacki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin